Z całą pewnością Stany Zjednoczone Ameryki nie mogłyby prowadzić obozów koncentracyjnych. W świadomości Amerykanów termin ten jest synonimem nazistowskich maszyn śmierci na kontynencie europejskim, które alianci zaczęli demontować 75 lat temu. Ale choć światowe okrucieństwa Holokaustu nie mają sobie równych, są one tylko najbardziej ekstremalnym i nieludzkim przejawem systemu obozów koncentracyjnych – który, jak twierdzi Andrea Pitzer, autorka książki One Long Night: A Global History of Concentration Camps, ma bardziej globalną definicję. Obozy koncentracyjne istniały we Francji, RPA, na Kubie, w Związku Radzieckim i – wraz z japońskimi internowaniami – w Stanach Zjednoczonych. Twierdzi ona, że taki system funkcjonuje już teraz w odpowiedzi na bardzo realny wzrost liczby przybyszów na naszej południowej granicy.
„Mamy to, co nazwałabym systemem obozów koncentracyjnych,” mówi Pitzer, „a definicja tego w mojej książce brzmi: masowe przetrzymywanie cywilów bez procesu.”
Historycy używają szerszej definicji obozów koncentracyjnych, jak również.
„Potrzebna jest pewna demistyfikacja tego pojęcia”, mówi Waitman Wade Beorn, historyk zajmujący się Holokaustem i ludobójstwem, wykładowca na Uniwersytecie Wirginii. „Rzeczy mogą być obozami koncentracyjnymi bez bycia Dachau czy Auschwitz. Obozy koncentracyjne w ogóle zawsze były zaprojektowane – na najbardziej podstawowym poziomie – aby oddzielić jedną grupę ludzi od drugiej. Zazwyczaj dlatego, że grupa większościowa, lub twórcy obozu, uważają ludzi, których w nim umieszczają za niebezpiecznych lub niepożądanych w jakiś sposób.”
„Rzeczy mogą być obozami koncentracyjnymi nie będąc Dachau lub Auschwitz.”
Nie każdy obóz koncentracyjny jest obozem zagłady – w rzeczywistości ich głównym celem rzadko jest eksterminacja, i nigdy na początku. Często większość śmierci i cierpienia jest wynikiem braku wystarczających środków, przeludnienia i pogarszających się warunków. Do tej pory 24 osoby zmarły w areszcie Immigration and Customs Enforcement pod rządami administracji Trumpa, podczas gdy sześcioro dzieci zmarło pod opieką innych agencji od września. Systemy tego typu powstawały na całym świecie przez ponad 100 lat i były tworzone zarówno przez rzekomo liberalne demokracje – jak brytyjskie obozy w RPA podczas wojny burskiej – jak i państwa autorytarne, takie jak nazistowskie Niemcy czy Związek Radziecki. Obozy zakładane w jednym celu mogą być ponownie wykorzystane przez nowe reżimy, często z niszczycielskimi skutkami.
Historia dobija się do drzwi w tym tygodniu wraz z wiadomością, że administracja Trumpa wykorzysta Fort Sill, bazę wojskową w Oklahomie, która była używana do przetrzymywania Japończyków podczas II wojny światowej, do umieszczenia 1400 dzieci migrantów bez opieki, schwytanych na granicy. Japońskie internowania z pewnością stanowiły system obozów koncentracyjnych, a echa przeszłości stają się coraz głośniejsze. Oczywiście, administracja Obamy tymczasowo zakwaterowała migrantów w bazach wojskowych, w tym Fort Sill, przez cztery miesiące w 2014 r., Zbudowała wiele nowszych obiektów, aby pomieścić migrantów, i była pionierem niektórych taktyk, które administracja Trumpa teraz wykorzystuje, aby spróbować zarządzać sytuacją na granicy.
Rząd Stanów Zjednoczonych nigdy nie nazwałby rozrastającej się sieci obiektów obecnie używanych w wielu stanach „obozami koncentracyjnymi”, oczywiście. Są one określane jako „federalne schroniska dla migrantów” lub „tymczasowe schroniska dla nieletnich bez opieki” lub „obiekty zatrzymania” lub podobne. (Ośrodki wstępnego przetwarzania są prowadzone przez Patrol Graniczny, a system jest zarządzany głównie przez Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Wielu dorosłych jest przekazywanych do ICE, która obecnie przetrzymuje ponad 52 000 osób w 200 placówkach w ciągu każdego dnia – jest to rekordowa liczba. Nieletni bez opieki są przenoszeni do Departamentu Zdrowia i Usług Społecznych (Department of Health and Human Services). Ale według Pitzera, system na południowej granicy po raz pierwszy ustanowiony przez administrację Billa Clintona, rozbudowany przez rząd Baracka Obamy i wprowadzony na nowe ekstremalne i niebezpieczne terytorium przez Donalda Trumpa i jego sojuszników, kwalifikuje się. Dwóch historyków, którzy specjalizują się w tej dziedzinie, w dużej mierze się z tym zgadza.
Wiele osób przebywających w tych placówkach nie jest „nielegalnymi” imigrantami. Jeśli pojawisz się na granicy, szukając azylu, masz prawo do wysłuchania zgodnie z prawem krajowym i międzynarodowym. Są to, w innym sformułowaniu, uchodźcy – cywilne osoby nie biorące udziału w walkach, które nie popełniły przestępstwa i które twierdzą, że uciekają przed przemocą i prześladowaniami. A jednak te istoty ludzkie, które w większości pochodzą z Trójkąta Północnego Ameryki Środkowej z Hondurasu, Gwatemali i Salwadoru – regionu spustoszonego przez przemoc gangów, ubóstwo i korupcję, a także to, co coraz częściej wydaje się być jednymi z pierwszych przymusowych migracji z powodu zmian klimatycznych – są zatrzymywane na to, co coraz częściej wydaje się być nieokreślone.
W międzyczasie administracja Trumpa nieustannie szuka nowych sposobów, aby powstrzymać ludzi przed ubieganiem się o azyl i zniechęcić innych do podejmowania prób. Obecny reżim starał się ograniczyć kryteria azylowe, aby wykluczyć dokładne problemy, takie jak gangi lub przemoc domowa, które ci zdesperowani ludzie często powołują się na powody, dla których uciekli ze swoich domów. Administracja dążyła do wprowadzenia opłat za złożenie wniosku i ograniczeń dotyczących pozwoleń na pracę. Próbowali zabronić migrantom ubiegania się o azyl „jeśli mieszkali w kraju innym niż ich własny przed przybyciem do USA”, co zasadniczo wyeliminowałoby każdego, kto podróżował do granicy przez Meksyk. Większość z nich została odrzucona w sądzie federalnym.
Ale przede wszystkim Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego Trumpa zastosował „przerzuty” na granicy, gdzie migranci są zmuszeni czekać przez dni lub tygodnie po stronie meksykańskiej – często śpiąc w prowizorycznych schronieniach lub całkowicie narażeni na żywioły – dopóki nie zostaną przepuszczeni przez punkty graniczne, aby złożyć wnioski o azyl i zostać przetworzeni. Ten system rozpatrywania wniosków jest przeciążony, a administracja Obamy również stosowała liczniki w różnych punktach, ale pozostaje niejasne, czy czas oczekiwania musi być tak długi, jak jest. (DHS nie odpowiedziało na prośbę o komentarz). Nie ma gwarancji, jak długo migranci będą musieli czekać, więc coraz częściej uciekają się do nielegalnego przekraczania punktów kontrolnych – co stanowi „nielegalne wejście”, wykroczenie – w celu przedstawienia się jako osoby ubiegające się o azyl. To ich kryminalizuje, a administracja Trumpa próbowała uczynić nielegalny wjazd czynnikiem dyskwalifikującym wnioski o azyl. Ogólny wysiłek wydaje się polegać na tym, aby jak najbardziej utrudnić uzyskanie przesłuchania w celu rozpatrzenia tych roszczeń, podnosząc widmo, że ludzie mogą być zatrzymywani dłużej lub na czas nieokreślony.
Wszystko to zostało osiągnięte poprzez dwa mechanizmy: militaryzację i dehumanizację. W swojej książce Pitzer opisuje obozy jako „celowy wybór, aby wstrzyknąć ramy wojny do samego społeczeństwa”. Tego rodzaju obozy zatrzymań są przedsięwzięciem militarnym: można je obronić w czasie wojny, kiedy wrogich bojowników trzeba przetrzymywać, często przez długi okres czasu bez procesu. Były one znakiem rozpoznawczym Europy I Wojny Światowej. Ale wprowadzanie ich do społeczeństwa obywatelskiego i wykorzystywanie ich do przetrzymywania cywilów to zupełnie inna propozycja. Odbiera się prawa człowieka i obywatela osobom nie biorącym udziału w walkach bez uzasadnienia prawnego.
„W genezie obozów, jest to związane z ideą stanu wojennego”, mówi Jonathan Hyslop, autor książki „The Invention of the Concentration Camp: Cuba, Southern Africa and the Philippines, 1896-1907” i profesor socjologii i antropologii na Colgate University. „Chodzi mi o to, że wszystkie cztery wczesne przypadki – Amerykanie na Filipinach, Hiszpanie na Kubie, Brytyjczycy w Afryce Południowej i Niemcy w Afryce Południowo-Zachodniej – wszystkie one zasadniczo unieważniają wszelkie poczucie praw ludności cywilnej. Idea jest taka, że można zawiesić normalne prawo, ponieważ jest to sytuacja wojenna.”
To dobrze współgra z retoryką, którą Trump stosuje, aby usprawiedliwić system i swoje niekonstytucyjne chwyty władzy, takie jak fałszywy „stan zagrożenia narodowego”: opisuje napływ azylantów i innych migrantów jako „inwazję”, język, który jego sojusznicy odzwierciedlają z rosnącym ekstremizmem. Jeśli bronisz się przed inwazją, wszystko da się obronić.
To idzie w parze ze strategią dehumanizacji. Przez dziesięciolecia prawica nazywała nieudokumentowanych imigrantów „nielegalnymi”, pozbawiając ich jakiejkolwiek tożsamości poza statusem imigracyjnym. Trump rozpoczął swoją formalną karierę polityczną, charakteryzując latynoskich imigrantów jako „gwałcicieli”, „handlarzy narkotyków” i „przestępców”, nigdy nie dzieląc się, powiedzmy, historią kobiety, która przyjechała tu z synem, uciekając przed groźbami gangu. Zawsze jest to MS-13 i silni, przerażający młodzi mężczyźni. Mówi się o „zwierzętach” i potworach, i nagle wszystko jest usprawiedliwione. W rzeczywistości trzeba to zrobić. Zwolennicy Trumpa to zauważyli. Na jednym z ostatnich wieców ktoś z tłumu krzyknął, że ludzi przybywających na granicę należy rozstrzelać. W odpowiedzi prezydent spękał „żart”
„Ważne jest tutaj, aby spojrzeć na język, którego używają ludzie”, mówi Hyslop. „Jak tylko pojawiają się ludzie porównujący inne grupy do zwierząt lub owadów, lub używający języka o postępujących hordach, a my jesteśmy nachodzeni i zalewani i tego rodzaju rzeczy, to tworzy to poczucie tego ogromnego zagrożenia. I to sprawia, że o wiele łatwiej jest sprzedać ludziom pomysł, że musimy zrobić coś drastycznego, aby kontrolować tę populację, która nas zniszczy.”
W groteskowym sformułowaniu problemu „kury i jajka”, trzymanie ludzi w tych obozach pogłębia ich dehumanizację.
„Następuje krystalizacja”, mówi Pitzer. „Im dłużej tam są, tym gorsze są warunki. To uniwersalna cecha obozów. Są one przepełnione. Wiemy już z raportów, że nie mają wystarczającej liczby łóżek dla tej liczby, którą mają. Gdy pojawią się kryzysy zdrowia psychicznego i choroby zakaźne, będą starali się opanować najgorsze z nich. wtedy będzie możliwość oznaczenia tych ludzi jako chorych, nawet jeśli stworzyliśmy … Wtedy my, tworząc obozy, staramy się przekształcić tę populację w fałszywy obraz, który stworzyliśmy, umieszczając ich w obozach na początku. Z czasem obozy zamienią tych ludzi w to, o czym Trump już mówił, że są.”
Nie popełnijcie błędu: warunki są w zaniku. Kiedy pojechałem do ośrodka zatrzymań w McAllen w Teksasie, zeszłego lata, w szczytowym momencie polityki „zerowej tolerancji”, która nieuchronnie doprowadziła do rozdzielenia rodzin, agenci Border Patrol robili wszystko, co w ich mocy przy ograniczonych zasobach. Dotyczy to również samych obiektów, które w tym momencie zostały w większości zbudowane przez administrację Clintona w latach 90-tych, aby pomieścić samotnych dorosłych mężczyzn, którzy przekraczali granicę nielegalnie w poszukiwaniu pracy. W tym momencie Patrol Graniczny był już zmuszony używać ich do przetrzymywania rodzin i innych osób ubiegających się o azyl, a agenci powiedzieli mi, że sytuacja jest nie do utrzymania. Brakowało im odpowiedniego personelu z przeszkoleniem do opieki nad małymi dziećmi, a przepełnienie było już problemem.
Ale według raportu rządu Trumpa – a konkretnie inspektora generalnego Departamentu Bezpieczeństwa Wewnętrznego – sytuacja znacznie się pogorszyła nawet od tego czasu. Obiekty są przepełnione, niedofinansowane i być może znajdują się w niebezpiecznym punkcie zwrotnym. W jednym z ośrodków patrolu granicznego w Teksasie dorośli zatrzymani „są przetrzymywani w warunkach 'tylko dla stojących' przez wiele dni lub tygodni” – donosi Reuters. Ale jest jeszcze gorzej.
Samotni dorośli byli przetrzymywani w celach zaprojektowanych dla jednej piątej liczby zatrzymanych, którzy zostali tam umieszczeni i nosili zabrudzone ubrania przez dni lub tygodnie z ograniczonym dostępem do pryszniców, powiedział raport. Zdjęcia opublikowane wraz z raportem pokazują kobiety upakowane ciasno obok siebie w celi mieszkalnej.
„Zaobserwowaliśmy również zatrzymanych stojących na toaletach w celach, aby zrobić miejsce i zyskać przestrzeń do oddychania, ograniczając w ten sposób dostęp do toalet”, napisał watchdog.
To było w Paso del Norte, obiekcie w pobliżu El Paso, który ma deklarowaną pojemność 125 zatrzymanych. Ale kiedy inspektorzy DHS złożyli wizytę, przetrzymywano w nim 900 osób. Przez pewien czas Patrol Graniczny próbował przetrzymywać migrantów w klatkach pod pobliskim mostem. Ostatecznie zrezygnowano z tego rozwiązania na skutek oburzenia opinii publicznej. Kiedy migranci i osoby ubiegające się o azyl są przekazywane do ICE, sprawy mogą przybrać jeszcze gorszy obrót. Migranci queer i trans spotykają się z wyjątkowo surowym traktowaniem, z doniesieniami o wysokim poziomie przemocy fizycznej i seksualnej, a stosowanie odosobnienia – uznawanego przez wielu psychologów za torturę – jest powszechne. Dla przypomnienia, według zapewnień samego DHS, zatrzymania te mają charakter cywilny, a nie karny, i nie mają być karą w rodzaju więzienia. Wiele z tych osób nie zostało nawet oskarżonych o popełnienie przestępstwa.
Powtarzam: są to nieludzkie warunki i krystalizują dehumanizację. Tak samo, jak decyzja administracji Trumpa, o której donosi The Washington Post, o odwołaniu zajęć, programów rekreacyjnych, a nawet pomocy prawnej dla dzieci przetrzymywanych w ośrodkach dla małoletnich bez opieki. Dlaczego te dzieci mają grać w piłkę nożną lub uczyć się angielskiego? Dlaczego miałyby otrzymać pomoc prawną? Są przecież więźniami.
Administracja powołuje się na „presję budżetową” związaną z tym, co jest niewątpliwie dramatycznym skokiem liczby przybyszów na granicy w zeszłym miesiącu: 144,000 osób zostało zatrzymanych w maju. Nie jest jasne, jak wiele z tego jest związane z polityką graniczną administracji Trumpa, taką jak licznik, która poważnie spowolniła proces deklarowania się o azyl i pozostawiła ludzi obozujących na granicy meksykańskiej przez dni lub tygodnie po tysiąckilometrowej wędrówce przez Meksyk. Albo niedawne wszechogarniające parcie Trumpa na przejęcie pieniędzy na mur graniczny i ogłoszenie „jesteśmy zamknięci”, które, jak niektórzy spekulują, doprowadziło do fali ludzi próbujących przedostać się przez linię, zanim to się stało.
Sporne jest również to, ilu z tych ludzi faktycznie musi zostać zatrzymanych. Vox’s Dara Lind sugeruje, że uwolnienie migrantów z Gwatemali lub Hondurasu nie jest proste, ponieważ „wielu nowo przybyłych azylantów nie zna USA, często nie mówi ani po angielsku, ani po hiszpańsku, i może nie mieć odpowiedniej odzieży lub funduszy na bilet autobusowy”. Ale zwolnienie za pomocą bransoletek na kostce okazało się bardzo skuteczne jako alternatywa dla zatrzymania: 99 procent imigrantów zapisanych do jednego z takich programów stawiło się na termin rozprawy, choć ICE twierdzi, że jest to mniej skuteczne, gdy ktoś ma być deportowany. Osoby poddane bransoletkom mówią, że są one niewygodne i poniżające, ale to lepsze niż pięciokrotne zapełnienie celi aresztu. O ile oczywiście nie jest to dokładnie to, co chcesz, aby się stało.
„Z czasem obozy zamienią tych ludzi w to, o czym Trump już mówił, że są.”
„W pewnym momencie powiedział, że celowo próbują podzielić rodziny i sprawić, że warunki będą nieprzyjemne, więc ludzie nie przyjadą do USA,”Beorn, z UVA, mówi. „Jeśli to robisz, to nie jest to więzienie. To nie jest strefa przetrzymywania ani poczekalnia. To jest polityka. I would argue, at least in the way that being used now, a significant portion of the mentality is who the are rather than what they did.
„Gdyby to byli Kanadyjczycy przelewający się przez granicę, czy byliby traktowani w taki sam sposób jak ludzie z Meksyku i z Ameryki Środkowej i Południowej? Jeśli odpowiedź teoretycznie brzmi tak, to uznałbym te miejsca za być może lepiej opisane jako obozy przejściowe lub obozy więzienne. Ale podejrzewam, że nie tak by ich traktowano, co sprawia, że bardziej chodzi o to, kim są ludzie, których się przetrzymuje, niż o to, co zrobili. Kanadyjczyk przekroczyłby granicę tak samo nielegalnie jak Meksykanin, ale podejrzewam, że byłby traktowany w inny sposób.”
To właśnie rewelacje na temat szkoły i cięć w piłce nożnej doprowadziły Pitzera do wystrzelenia w tym tygodniu tweeta przedstawiającego podobieństwa między amerykańskim systemem obozów a tymi z innych krajów. Pierwsze przykłady obozów koncentracyjnych, w nowoczesnym znaczeniu, pochodzą z Kuby w latach 90. XIX w. i Afryki Południowej podczas II wojny burskiej.
„To, co te obozy miały wspólnego z tym, co dzieje się dzisiaj, to obejmowały one hurtowe przetrzymywanie rodzin, oddzielnie lub razem” – mówi Pitzer. „Było bardzo mało w sposób ukierunkowanej przemocy. Zamiast tego, ludzie umierali z powodu złego planowania, przeładowanych obiektów i niechęci do zmiany polityki, nawet gdy stało się jasne, że polityka nie działa, niezdolności do zapewnienia opieki medycznej więźniom, złej jakości żywności, chorób zakaźnych, pojawienia się w środowisku, w którym prawie niemożliwe stało się uzyskanie nad nimi kontroli.
„Chodzi o to, że nie musisz mieć zamiaru zabić wszystkich. Kiedy ludzie słyszą zdanie: „Och, na południowej granicy są obozy koncentracyjne”, myślą: „Och, to nie Auschwitz”. Oczywiście, to nie są te rzeczy, każdy system obozowy jest inny. Ale nie trzeba mieć zamiaru zabicia wszystkich, żeby mieć naprawdę złe wyniki. Na Kubie w tych obozach zginęło ponad 100 000 cywilów w ciągu zaledwie kilku lat. W Afryce Południowej podczas wojny burskiej, ofiary śmiertelne szły w dziesiątki tysięcy. A przytłaczającą większość z nich stanowiły dzieci. Liczba ofiar śmiertelnych w obozach była ponad dwukrotnie wyższa niż liczba ofiar śmiertelnych samej wojny.”
Zgony w aresztach nie osiągnęły szczytowego poziomu 32 osób w 2004 roku, ale obecna sytuacja wydaje się pogarszać. W ciągu ostatnich dwóch tygodni zmarły trzy osoby dorosłe. A administracja Trumpa nie podała do publicznej wiadomości informacji o ofiarach śmiertelnych. Może być ich więcej.
„Zwykle jest ten okres kryzysowy, że system obozowy albo przetrwa, albo nie przetrwa w ciągu pierwszych trzech lub czterech lat. Jeśli minie ten okres czasu, to zwykle trwa on naprawdę długo. I myślę, że weszliśmy w ten kryzysowy okres. Nie wiem jeszcze, czy z niego wyszliśmy.”
Obozy często rozpoczynają się w czasie wojny lub w momencie kryzysu, na stosunkowo niewielką skalę. Są wtedy tacy, którzy chcą eskalować program dla celów politycznych, ale spotykają się z oporem ze strony innych członków reżimu. Dochodzi wtedy do walki o władzę, a jeśli eskalacjoniści przeważają nad innymi biurokratami – tak jak wydaje się to mieć miejsce w tym przypadku, z przewagą Stephena Millera nad (niezawodnie uległą, ale mniej ekstremalną) Kirstjen Nielsen – obozy będą trwać i rozrastać się. Niemal z definicji warunki będą się pogarszać, nawet pomimo najlepszych intencji tych, którzy są na miejscu.
„To negatywna trajektoria na co najmniej dwa sposoby”, mówi Beorn. „Po pierwsze, mam wrażenie, że ta polityka może wywołać efekt kuli śnieżnej. Widzieliśmy już niezamierzone konsekwencje. Jeśli podążymy za wątkiem dzieci, na przykład, rząd chciał uczynić rzeczy bardziej dokuczliwymi, bardziej bolesnymi. Postanowił więc, że będzie oddzielać dzieci od rodzin. Ale nie istniała do tego żadna infrastruktura. Mamy więc do czynienia ze scenariuszem, w którym nawet jeśli mamy najlepsze intencje, nie ma infrastruktury, która by je wspierała. Jest to konsekwencja polityki, która nie została przemyślana. W miarę jak populacja zaczyna masowo rosnąć w czasie, zaczynasz dostrzegać pogarszające się warunki.
„Drugim elementem jest to, że im dłużej ustanawiasz ten rodzaj pozaprawnej, pozasądowej, nieco niewidzialnej ziemi niczyjej, tym bardziej pozwalasz potencjalnie kulturze nadużyć rozwijać się w tym miejscu. Ponieważ ludzie, którzy stają się bardziej agresywni, uprzedzeni, mają coraz więcej swobody, aby to stało się akceptowanym zachowaniem. Wtedy staje się to również nową normą, która może rozprzestrzeniać się w całym systemie. Następuje swego rodzaju eskalacja indywidualnej inicjatywy w zakresie przemocy. W miarę jak staje się jasne, że jest to akceptowalne, powstaje samospełniająca się przepowiednia lub pętla pozytywnego sprzężenia zwrotnego, która po prostu radykalizuje leczenie, ponieważ sama polityka staje się radykalna.”
I z wielu powodów, te placówki są niewiarygodnie trudne do zamknięcia. „Jeśli nie nastąpi jakiś naprawdę zdecydowany zwrot, będziemy musieli patrzeć na te obozy przez długi czas” – mówi Pitzer. Szczególnie trudno jest wypracować decydujący zwrot, ponieważ te obiekty są często oddalone i trudno je oprotestować. Dla większości obywateli nie są one najważniejsze, ponieważ na stole jest mnóstwo innych spraw. Kiedy Trump po raz pierwszy wprowadził zakaz dla muzułmanów – obecnie, w swojej trzeciej iteracji, uznany przez Sąd Najwyższy za definitywnie niebędący zakazem dla muzułmanów – doszło do masowych demonstracji na amerykańskich lotniskach, ponieważ były one łatwo dostępne dla zaniepokojonych obywateli. Te obozy nie są tak łatwo dostępne, i to jest problem.
„Im bardziej autorytarny jest reżim i im bardziej ludzie pozwalają rządom uciec od robienia tego rodzaju rzeczy politycznie, tym gorsze warunki prawdopodobnie się pojawią” – mówi Hyslop. „Wiele zależy od tego, jak silny jest sprzeciw. Ale kiedy mamy do czynienia z całkowicie autorytarnym reżimem, takim jak reżim Stalina w Związku Radzieckim, nie ma żadnej kontroli ani siły przeciwstawnej, państwo może robić, co mu się żywnie podoba, i z pewnością rzeczy będą miały tendencję do rozpadu.
„To bardziej kwestia polityczna. Czy ludzie są gotowi tolerować pogarszające się warunki? A jeśli opinia publiczna nie jest skuteczna w sytuacji liberalno-demokratycznej, sprawy mogą się jeszcze pogorszyć.”
Niemal niezależnie od tego, obozy będą trudne do likwidacji ze względu na samą ich naturę – tę pozasądową „ziemię niczyją”, o której wspomniał Beorn. Więzienie w Zatoce Guantanamo jest tego doskonałym przykładem. Zaczęło się na początku lat 90-tych jako obóz dla uchodźców uciekających z Haiti i Kuby. Pitzer stwierdził, że warunki były złe i wątpliwe prawnie, więc w końcu sądy wkroczyły, aby przyznać więźniom pewne prawa. W końcu sądy wkroczyły do akcji, by przyznać więźniom pewne prawa. Jednak w trakcie tego procesu przyznały obozom milczącą legitymizację – mogły one funkcjonować za zgodą wymiaru sprawiedliwości.
Nagle zostały one zapisane w prawie jako rodzaj szarej strefy, w której więźniowie nie korzystają z pełni praw człowieka. To właśnie dlatego administracja Busha wybrała to miejsce do przetrzymywania podejrzanych o terroryzm: było ono już zatwierdzone jako miejsce do przetrzymywania na czas nieokreślony. Kiedy prezydent Obama objął urząd z obietnicami zamknięcia tego więzienia, odkrył, że zadanie to jest niezwykle trudne, ponieważ zostało ono zakorzenione w różnych instytucjach i gałęziach amerykańskiego rządu konstytucyjnego. Nie mógł się go pozbyć. Ponieważ sądy nadal orzekają w sprawie systemu obozów granicznych, te same problemy prawdopodobnie będą się pojawiać.
Inną kwestią jest to, że te systemy obozów, niezależnie od tego, gdzie się znajdują na świecie, mają tendencję do padania ofiarą rozszerzających się kryteriów. Im dłużej pozostają otwarte, tym więcej powodów znajduje rząd, aby umieścić w nich ludzi. Jest to szczególnie prawdziwe, jeśli nowy reżim przejmuje kontrolę nad istniejącym systemem, tak jak administracja Trumpa zrobiła to z naszym. Masowe zatrzymywanie na taką skalę osób ubiegających się o azyl – które, ponownie, mają prawa – jest rozszerzeniem kryteriów „nielegalnych” imigrantów, którzy byli główną klasą zatrzymanych w latach 90. i na początku XXI wieku. Osoby ubiegające się o azyl, szczególnie małoletni bez opieki, zaczęły napływać w ogromnych ilościach i były zatrzymywane za czasów administracji Obamy. Ale nastąpiła eskalacja, zarówno ze względu na pogarszającą się sytuację w Trójkącie Północnym, jak i próby administracji Trumpa, aby powstrzymać wszelką migrację. Istnieją powody, by sądzić, że kryteria będą się nadal rozszerzać.
„Mamy agentów patroli granicznych, którzy czasami aresztują obywateli USA” – mówi Pitzer. „To wciąż jest działalność marginalna. To nie wydaje się być priorytetem w tej chwili, ale to się dzieje wystarczająco często. I są oni przetrzymywani, czasami, przez trzy lub cztery dni. Nawet jeśli istnieją wyraźne powody, dla których ludzie powinni zostać wypuszczeni, że mają dowód tożsamości, obserwujemy te zatrzymania. Zaczynasz się martwić o ludzi, którzy legalnie wyemigrowali i zakończyli pracę papierkową, a może są naturalizowani. Martwisz się o posiadaczy zielonej karty.”
W większości przypadków, te obozy nie są zamykane przez władzę wykonawczą, sądowniczą czy nawet ustawodawczą. Zazwyczaj wymaga to interwencji z zewnątrz. (Patrz: D-Day) To oczywiście nie wchodzi w grę, gdy chodzi o najpotężniejszy kraj w historii świata, kraj, który – choć nigdy by go tak nie nazwał i niechętnie by się do tego przyznał – prowadzi obecnie na południowej granicy system, który szybko zaczyna przypominać obozy koncentracyjne, które powstały na całym świecie w ostatnim stuleciu. Każdy system jest inny. Nie zawsze kończą się maszynami do zabijania. Ale nigdy nie kończą się dobrze.
„Powiedzmy, że jest 20 przeszkód, które musimy pokonać, zanim dotrzemy do jakiegoś miejsca naprawdę, naprawdę, naprawdę złego” – mówi Pitzer. „Myślę, że strąciliśmy już 10 z nich”.