Rozwalający głowę slang biznesowy. Czy miałeś już swój „moment przyjścia do Jezusa”? (Photo credit: Gavin Llewellyn)
Na cześć turnieju koszykówki NCAA – i w pogardzie dla wszelkiego żargonu biznesowego, buzzwordów, klisz, eufemizmów i katastrof gramatycznych – Forbes zorganizował niedawno swój drugi doroczny konkurs Jargon Madness. W konkursie w stylu tournée wzięły udział 32 najbardziej nieznośne wyrażenia korporacyjnej Ameryki, a czytelnicy głosowali na najgorsze z nich.
Tegoroczny zwycięzca: Come To Jesus Moment – w sensie: „Jeśli Joe nie poprawi swojej produktywności, on i ja będziemy mieli Come To Jesus Moment.”
CTJM pokonało onboarding – absurdalny żargon dla „szkolenia nowych rekrutów” – w walce o mistrzostwo. Szczerze mówiąc, to jak onboarding zdołał pokonać punch a puppy – co oznacza „robić coś, za co będziesz znienawidzony” – jest jedną z największych tajemnic życia.
Kliknij tutaj, aby zobaczyć ranking Żargonowego Szaleństwa 2013.
Zagęszczenie oceanu slangu do 32 pretendentów – nie wliczając w to „gotować ocean”, slangu oznaczającego zbyt wiele pracy na raz – nie było łatwym zadaniem. Wzięliśmy sugestie i przeszukaliśmy sieć; nasze własne „pet peeves” też mogły się wkradać. Akronimy zostały wykluczone, głównie dlatego, że jest ich cholernie dużo.
Pomijając religijne podteksty, być może powodem, dla którego Come To Jesus Moment jest tak irytującym wyrażeniem, jest nasz zbiorowy upór, by w ogóle przeprowadzać te dramatyczne konfrontacje.
CTJM, jak rozumiemy, dotyczą skupienia, jasności, intencji i powagi – innymi słowy, tych samych rzeczy, które, gdyby były konsekwentnie gromadzone, wymazałyby CTJM z harmonogramu.
W niezawodnym stylu listy, oto pięć sposobów na uniknięcie Come To Jesus Moments – a mówiąc „ty”, mam na myśli każdego, od doświadczonych przedsiębiorców po osoby, które niedawno weszły na pokład.
1. Ustal kamienie milowe. Cele są abstrakcją bez planu, a plany składają się z mniejszych, kulistych osiągnięć. Zdefiniuj, śledź i tak, świętuj je.
2. Przyjmij konflikt. Nie oznacza to, że musisz się bić; oznacza to, że nie uciekaj od znaczących nieporozumień po drodze. Bądź pewny, że gdyby wszyscy mieli takie same pomysły, nie byłyby one dobre; podobnie, gdyby wszyscy mieli taką samą osobowość, wszyscy zanudzilibyśmy się do łez.
3. Określ priorytety. Powiedzmy, że właśnie przeczytałeś 50 wskazówek, jak poprawić swój swing golfowy. Wypróbuj wszystkie 50 na raz, a będziesz miał takie problemy, że nie trafisz w piłkę. Lepiej wybrać trzy lub cztery naprawdę ważne wskazówki, zagłębić się w nie i dopiero stamtąd się doskonalić. To samo dotyczy prowadzenia firmy. (Wskazówka dla menedżerów: Bądź konsekwentny. Jeśli „priorytety” ciągle się zmieniają, ludzie będą cię ignorować.)
4. Unikaj niespodzianek. Trochę niespodziewanych dobrych wiadomości od czasu do czasu jest w porządku. W przeciwnym razie, przewiduj wszystkie wyniki, szacuj ich prawdopodobieństwo i jasno komunikuj te szanse. (Dotyczy to zarówno liderów, jak i sługusów). Zbyt wiele złych niespodzianek wywołuje niepewność, a w końcu poczucie strachu, jak w lutym w Chicago.
5. Dokończ pracę. Wiesz, kiedy skończysz.
Moim wczesnym wyborem na tegorocznego zwycięzcę Żargonowego Szaleństwa było przywództwo myślowe, kwaśne jak żołądek. Czytelniczka Paula Cohen ujęła to najlepiej, dzieląc się tym przejmującym komentarzem podczas zeszłorocznego konkursu:
Jeśli jeszcze raz usłyszę wyrażenie „lider myśli”, zamierzam spoliczkować osobę, która je wypowiada.
Kilka lat temu, kiedy pracowałam dla jednej z największych na świecie firm outplacementowych, uczestniczyłam w dużej konferencji telefonicznej. Kierownik regionalny, rozmawiający przez telefon z innego stanu, zapytał, dlaczego nasi zredukowani klienci nas doceniają. Głupiec, jakim jestem, odpowiedziałam: „Bo jesteśmy tu dla nich. Ponieważ przywracamy im dumę, poczucie własnej wartości i tożsamość, miejsce, do którego mogą przychodzić każdego dnia, miejsce, gdzie nie są sami i gdzie inni ludzie rozumieją, przez co przechodzą, ponieważ oni też przez to przechodzą. Ponieważ uczymy ich tego, co muszą wiedzieć, i dajemy im nadzieję.'
Praktycznie wybuchła przez telefon na mnie. 'NIE DLATEGO NAS DOCENIAJĄ!' (Wszyscy inni w pokoju patrzyli w dół na swoje paznokcie, albo gapili się w sufit…) Mówiła dalej: 'DOCENIAJĄ NAS, BO JESTEŚMY LIDERAMI MYŚLI!!!'. Gdyby ona była wtedy w pokoju, to bym jej na buty zwymiotował.
Liderzy myśli? A ja myślałem, że to dlatego, że trzymaliśmy głowy tonących ludzi nad wodą…
Ale, tak jak moje Duke Blue Devils, przywództwo myślowe dotarło w tym roku tylko do Elite Eight (zobacz bracket Jargon Madness tutaj).
Jak zawsze: Miej myśli, bądź liderem i jeszcze raz bardzo dziękuję za głosy i komentarze.