Nie powinno być zaskoczeniem, że krajobraz randkowy zmienił się znacząco na przestrzeni lat. Równie szybko jak postęp technologiczny, prędkość i struktura romantycznych relacji wydają się robić to samo. Chociaż miałem mgliste pojęcie o tym, że czasy się zmieniły, nie było to aż do początku zeszłego tygodnia, kiedy byłem w biurze męskiego kolegi dyskutującego o związkach heteroseksualnych, że doszedłem do zaskakującego uświadomienia sobie. Najwyraźniej żyję w alternatywnej rzeczywistości.
Wielu z nas zostało wychowanych przez pokolenie rodziców, którzy przyszli do małżeństwa w czasach bardziej tradycyjnych randek i zalotów. W poprzednim poście, omówiłem, kiedy ludzie będą „iść stale”, i tak dalej. Podczas gdy każde pokolenie z pewnością robi rzeczy trochę inaczej, ja mogłam być pod poważnie błędnym wrażeniem.
Myślałam, że silna, inteligentna, niezależna kobieta, która sama podchodzi do mężczyzny była wyjątkiem, a nie normą. Garstka moich przyjaciółek znalazła się w szczęśliwych, satysfakcjonujących związkach w ten sposób. Ale nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak powszechne się to stało.
Ale byli też tacy, którzy ostrzegali przed niebezpieczeństwami tego podejścia, „zawsze będziesz się zastanawiać, czy on sam by cię wybrał i czy po prostu wykonałaś naprawdę dobrą robotę przekonując go”. Są tacy, którzy sugerują podejście „delikatnego szturchnięcia”, punkt w połowie drogi między proszeniem faceta na randkę a pozwalaniem mu na wykonanie całej pracy. A potem są tradycjonaliści, ci, którzy przekazują sobie takie fragmenty łańcucha mailowego ze słowami Shuny Holmes:
„Kobiety są jak jabłka na drzewach. Te najlepsze są na czubku drzewa. Większość mężczyzn nie chce sięgać po te dobre, bo boi się, że spadnie i zrobi sobie krzywdę. Zamiast tego czasami biorą jabłka z ziemi, które nie są tak dobre, ale za to łatwe. Jabłka na szczycie myślą, że coś jest z nimi nie tak, podczas gdy w rzeczywistości są niesamowite. Muszą tylko czekać na właściwego mężczyznę, który się pojawi, tego, który jest na tyle odważny, by wspiąć się aż na sam szczyt drzewa.”
Istnieją teorie i zasady: Im bardziej asertywna kobieta tym lepiej, ale zbyt asertywna i jest zdesperowana. Zostań przyjacielem, ale nie ląduj w „strefie przyjaciela”. Pamiętaj, że mężczyźni ze wschodniego wybrzeża są bardziej agresywni, a z zachodniego bardziej wyluzowani. (Czy to oznacza, że ci ze Środkowego Zachodu są najlepszym środkowym punktem?) Oczywiście, powinieneś jednocześnie umawiać się na randki i wysyłać SMS-y do jak największej liczby osób w tym samym czasie, jak inaczej zmaksymalizowałbyś wydajność?
Przy tak wielu „oczywistych” zasadach, nie dziwi fakt, że firmy rozpoczęły teraz zajęcia uczące osoby, jak się umawiać. Obejmują one elementy ekspozycji in-vivo. W jednej z australijskich gazet pojawił się otwierający oczy artykuł omawiający takie randkowe „obozy przetrwania”
Wielokrotnie moi klienci terapii pytają mnie całkiem szczerze, co powinni zrobić i jakie są moje przemyślenia na temat ich sytuacji. Zbyt często, żeńskie klientki z płaczem opowiadają historie o próbach wysłania wiadomości do faceta, sprawiania, że rzeczy działają, i robienia wielu rzeczy tylko po to, by zostać odepchniętym lub całkowicie zignorowanym. To jest przygnębiające, aby usłyszeć to i ich uzasadnienia dla ich zamierzonego zachowania. „On jest po prostu taki nieśmiały. Może jest powściągliwy. Może nie starałem się wystarczająco mocno.” Moja tajna nadzieja jest to, że po prostu nie angażują się z kimś, kto przypisuje się do gier randkowych. A potem mam nadzieję, że znajdą kogoś lepszego i bardziej zasługującego na ich uczucia. Otwarty dialog i szczera komunikacja wydają się być wyjątkiem, a nie normą w ich spotkaniach.
Czy to tak jak książka i film powiedziały, „On po prostu nie jest, że do ciebie?”. Czy kobiety powinny odłożyć na bok kilka szczotek, które otrzymały i wykuć pełną parą naprzód? A może powinny siedzieć niezbyt cierpliwie, aż pojawi się ten hipotetyczny „Jedyny”? Albo jeszcze lepiej, zastosować się do zasad taoistów, którzy mówią, że nic nie robiąc, wszystko się udaje.
Co o tym sądzisz?