Feromony są często używane do wyjaśnienia, dlaczego jesteś przyciągany do kogoś nieoczekiwanego, lub jak tolerujesz bardzo szczególny funk partnera po biegu, ale brzydzisz się kimś innym.
Akcept nie ma dowodu, że istnieją. Choć feromony są dobrze przyjętą częścią kulturowego leksykonu miłosnego, nie mają one zbyt wiele naukowego poparcia. Przynajmniej nie u ludzi. Feromony z pewnością odgrywają rolę dla mrówek, które używają ich do poruszania się po świecie, i dla myszy, które używają ich do oddzielania przyjaciół od wrogów. To sposób, w jaki zwierzęta komunikują się między sobą za pomocą sygnałów chemicznych. Jedna z firm biotechnologicznych wykorzystuje feromony nawet do kontrolowania zachowań nicieni (rodzaj mikroskopijnych robaków) w rolnictwie. Ale jeśli chodzi o ludzi, dowody są zdecydowanie bardziej chwiejne. Tak naprawdę nie wiemy, czy ludzkie feromony w ogóle istnieją, nie mówiąc już o tym, dlaczego mogą sprawić, że kawaler A będzie dla nas bardziej atrakcyjny niż kawaler B.
Nie znaczy to, że naukowcy – i marketingowcy – nie próbowali nas przekonać, że jest inaczej. Chętni do butelkowania miłosnego eliksiru, aby sprzedać go nieszczęsnym singlom, istnieje wiele wątpliwych badań na ten temat, często sponsorowanych przez firmy produkujące perfumy i żele pod prysznic. Nic dziwnego, że badania te często nie są powtarzalne i mają wątpliwą jakość. Testy śmierdzących koszulek mogą być zabawne, ale nie mówią nam zbyt wiele o tym, jak działamy jako organizmy, nie mówiąc już o tym, jakie substancje chemiczne mogą wykonywać tę pracę.
Ważne badania przyczyniły się do powstania jeszcze większej niepewności w tym temacie. Podwójnie ślepe badanie przeprowadzone przez naukowców z University of Western Australia w 2017 r. przetestowało wpływ dwóch substancji chemicznych na 94 osoby. Pierwszy z nich, androstadienon, występuje w męskim pocie i nasieniu; drugi, estratetraenol, znajduje się w moczu kobiet. Oba są jednymi z najbardziej prawdopodobnych kandydatów do ludzkich feromonów.
Przez wiele dni badani – wszyscy biali i heteroseksualni – byli wystawieni na działanie tych dwóch zapachów, a następnie poproszeni o udział w dwóch testach. W pierwszym teście pokazywano im neutralne pod względem płci zdjęcia twarzy i proszono o odgadnięcie płci danej osoby. W drugim teście pokazywano im wybrane twarze ludzi i proszono o ocenę ich atrakcyjności, a także prawdopodobieństwa, że będą niewierni. (Uczestnicy nie wiedzieli, że są testowani na cokolwiek związanego z feromonami). Wynik? W przeciwieństwie do początkowej hipotezy badaczy, żadna z substancji chemicznych nie miała żadnego wpływu.
Nie oznacza to jednak, że ludzkie feromony to fantazja rodem z romansu Harlequina. Być może po prostu nie znaleźliśmy jeszcze tych właściwych.
Tristram Wyatt, zoolog z Uniwersytetu w Oxfordzie, uważa, że nie podchodzimy do problemu we właściwy sposób. Aby naprawdę zrozumieć ludzkie feromony, mówi, musimy zacząć podchodzić do ludzi tak, jakbyśmy byli jakimkolwiek innym zwierzęciem, a nie poprzez ankiety lub inne rodzaje danych z autoprezentacji, które są podatne na dezinformację: „Nie ma dróg na skróty”.
Wyatt sugeruje spojrzenie poza kwestie atrakcyjności seksualnej na produkowane przez człowieka substancje chemiczne, które ustawiają kolejki do innych rodzajów komunikacji. „Jednym z najbardziej obiecujących ludzkich feromonów jest wydzielina z gruczołów sutkowych produkowana przez wszystkie karmiące matki, która stymuluje ssanie przez każde dziecko, nie tylko ich własne”, pisze.
To nie jest tak seksowne. Ale z drugiej strony, nie jest to też spocony T-shirt.