Kiedy Nowy Jork po raz pierwszy zalegalizował aborcję, w 1970 r., był jednym z zaledwie czterech stanów, w których praktyka ta była legalna. Z tych czterech, prawo nowojorskie było najbardziej liberalne, ponieważ nie zawierało wymogu stałego pobytu. Między lipcem 1970 a styczniem 1973 roku do Nowego Jorku przybyło około trzystu pięćdziesięciu tysięcy pacjentek, które dokonały aborcji poza stanem; w ciągu pierwszych dwóch lat po uchwaleniu prawa stanowego sześćdziesiąt procent kobiet, które poddały się aborcji w Nowym Jorku, pochodziło spoza stanu. „Nowy Jork był kiedyś oazą” – powiedziała mi niedawno Katie Watson. Watson jest profesorem i bioetykiem na Northwestern, byłym prawnikiem A.C.L.U. of Illinois, oraz autorką książki „Scarlet A: The Ethics, Law, and Politics of Ordinary Abortion”. „To zmieniło sprawy na poziomie krajowym”, powiedziała, o stanie Nowy Jork. „A potem po prostu nigdy nie zaktualizował swojego statutu.”
Znakomita większość aborcji ma miejsce w pierwszym trymestrze. Mniej niż dziesięć procent aborcji ma miejsce w czternastym tygodniu lub później, a według Instytutu Guttmachera, tylko nieco więcej niż jeden procent aborcji przeprowadzanych jest w dwudziestym pierwszym tygodniu lub później. Biorąc pod uwagę, jak rzadka jest późna aborcja, niewielu wybranych urzędników jest skłonnych zaryzykować koszty polityczne, aby uczynić z niej swój cel. Późna aborcja sprawia, że wielu ludzi czuje się głęboko niekomfortowo: w tym momencie ciąży nie mówimy już o płodzie wielkości limonki, który prawie nie przypomina osoby.
Lekarze, którzy dokonują późnych aborcji, zmagają się z głębokimi trudnościami związanymi z osobowością płodu; prawdopodobnie zrobili to w większym stopniu niż ktokolwiek inny. Kilka lat temu przeprowadziłem wywiad z dr Susan Robinson, obecnie emerytowaną lekarką dokonującą późnych aborcji w Nowym Meksyku, która wystąpiła w filmie dokumentalnym „Po Tillerze”, o jedynych czterech lekarzach w USA, którzy w czasie, gdy film był kręcony, otwarcie dokonywali późnych aborcji. (Dr George Tiller, który wcześniej należał do tej grupy, został zamordowany przez aktywistę antyaborcyjnego w 2009 roku). Robinson powiedziała mi, że w swojej praktyce używała wszelkich określeń, jakich używały jej pacjentki. „Jeśli ona mówi o tym jako o swoim dziecku, to ja mówię o tym jako o swoim dziecku”, powiedziała. „Jeśli nadała dziecku imię, ja również użyję jego imienia”. Pytała pacjentów, szczególnie tych, którzy byli tam z powodu anomalii płodu, czy chcą potrzymać swoje dziecko i czy chcą odciski stóp. Płakała z nimi i modliła się z nimi. „Wyobraź sobie, że jesteś w szóstym miesiącu ciąży i dowiadujesz się, że twojemu dziecku brakuje połowy mózgu, a ty masz w domu pokój dziecinny, który namalowałaś, jesteś tak przygotowana, że nie chcesz, aby wrócili do domu po zabiegu, nie mając absolutnie nic, aby zapamiętać i uhonorować dziecko i jego narodziny” – powiedziała Robinson.
Miałam około dwudziestu lat, kiedy obejrzałam film „After Tiller” i po raz pierwszy naprawdę pomyślałam o późnej aborcji. Uderzyła mnie aura smutnego współczucia Robinson. Spędzała każdy dzień z kwestią etyczną, której wielu ludzi się brzydzi. Zapytałam ją, jak wyznacza swoje granice – czy kiedykolwiek odmówiła wykonania aborcji, gdy płód kobiety był zdrowy. Powiedziała, że to trudny rachunek. Czasami czynnikiem przekonującym było to, że pacjentka miała jedenaście lat. Ale co by było, gdyby pacjentka miała piętnaście, albo szesnaście lat? „Jaka jest etyczna różnica między dokonaniem aborcji w dwudziestym dziewiątym a trzydziestym drugim tygodniu?” – zadawała sobie pytanie, rozważając każdą sytuację. Powiedziała mi, że miała pacjentkę z Francji, która przyszła do niej w trzydziestym piątym tygodniu, a ona odrzuciła tę kobietę. Powiedziała: „To nie byłoby bezpieczne”.
Od czasu tego wywiadu myślę, że zrozumienie późnej aborcji jest kluczem do zrozumienia aborcji i reprodukcji w ogóle. Dla ludzi, którzy wierzą, że aborcja jest procedurą medyczną, którą kobieta wybiera lub nie, w porozumieniu ze swoim lekarzem, dlaczego w ogóle ograniczamy aborcję w naszych kodeksach prawnych? Decyzja o ograniczeniu aborcji w kodeksie prawnym opiera się na przekonaniu, że są ludzie, którzy chcą zabijać dzieci, a prawo istnieje po to, by zapobiegać zabijaniu. Przekonanie, że zamiast tego powinniśmy regulować aborcję pod względem medycznym, jest zakorzenione w tezie, że późne aborcje zdarzają się nie dlatego, że kobiety i lekarze chcą zabijać dzieci, ale dlatego, że okoliczności spiskują, aby późne aborcje były konieczne, i że kobiety, które znajdują się w takich sytuacjach, oraz ich lekarze, są osobami najlepiej przystosowanymi do decydowania, kiedy te okoliczności zaistniały.
Katrina Kimport, socjolog i profesor nadzwyczajny na wydziale położnictwa, ginekologii i nauk reprodukcyjnych na Uniwersytecie Kalifornijskim w San Francisco, przeprowadziła w ciągu ostatnich kilku lat najbardziej wszechstronne badania na temat późnej aborcji. Powiedziała mi, że ludzie mają pewne założenia dotyczące późnej aborcji. Wyobrażają sobie kobietę, która w trzecim trymestrze ciąży spontanicznie traci zimną krew, albo niezdecydowaną, która w dwudziestym siódmym tygodniu decyduje się na kaprys, że po prostu skończyła. „Ale w rzeczywistości,” powiedział mi Kimport, „są to ludzie, którzy planowali kontynuować ciążę i uzyskali kawałek ważnej informacji, która spowodowała tę zmianę. Albo są to osoby, które po prostu nie wiedziały, że są w ciąży – osoby z innymi istniejącymi schorzeniami fizycznymi lub osoby bez typowych objawów – które wiedziały, że nie chcą jej kontynuować, a potem seria przeszkód popchnęła je za linię.”
Dla Kimport i innych zwolenników dostępu do aborcji, zdolność kobiety do decydowania, czy i kiedy zostanie matką, zależy nie tylko od praw do aborcji, ale od ciągłości dostępu do zdrowia reprodukcyjnego. Ograniczenia w dostępie do antykoncepcji – wysokie dopłaty, przeszkody ubezpieczeniowe, brak lokalnych klinik oferujących kontrolę urodzeń – powodują więcej niechcianych ciąż, a tym samym zwiększają liczbę aborcji. Ograniczenia nakładane na podmioty świadczące usługi aborcyjne, w tym obowiązkowe okresy oczekiwania, tak zwane „prawa TRAP” i prawa dotyczące bólu płodu, mają na celu skłonienie kobiet do rezygnacji z aborcji, ale w wielu przypadkach po prostu gwarantują, że aborcje będą przeprowadzane później, niż kobiety tego chcą.
W badaniu, które Kimport przeprowadziła z Dianą Greene Foster, swoją koleżanką z U.C.S.F., kobiety, które starały się o późną aborcję były średnio w dwunastym tygodniu ciąży, kiedy ją odkryły; kobiety, które starały się o aborcję w pierwszym trymestrze ciąży były średnio w piątym tygodniu. Odile Schalit, dyrektorka Brigid Alliance, nowej organizacji non-profit, która pomaga kobietom w podróży do i z Nowego Jorku w celu uzyskania aborcji, powiedziała mi, że większość kobiet, którym Brigid Alliance służyło do tej pory, to mieszkanki Nowego Jorku, które musiały opuścić stan w celu dokonania późnej aborcji. „Oczekujemy, że ludzie będą od razu wiedzieli, kiedy są w ciąży, i że będą dokładnie wiedzieli, jak sobie z tym poradzić” – powiedziała Schalit. „Nie bierzemy pod uwagę możliwości ambiwalencji, tego, że są nieletnie, albo że muszą dowiedzieć się, jak zwolnić się z pracy i zapewnić opiekę nad dzieckiem, albo że mogą być w przymusowym, niewspierającym lub obraźliwym związku, albo że mogą nie mieć finansowej lub logistycznej lub cielesnej autonomii, aby uzyskać dostęp do prawdziwego wyboru w ogóle.