Uwielbiam wykładać Kierkegaarda dla studentów. Pomimo koleżeńskiej presji oczekiwań rodziców, założeń rówieśników i norm społecznych, w tekstach Kierkegaarda studenci spotykają enigmatycznego myśliciela, który zaprasza ich do całkowitego poświęcenia swojego życia na stawanie się sobą poprzez rozwijanie osobowości i charakteru, które nie są zwykłymi odbiciami tego, co uważają za oczywiste, ale radykalnie przerywają ich podstawowe przekonania na temat istnienia i tego, co się w nim liczy. Choć po pierwszym przeczytaniu Kierkegaarda moi studenci nierzadko patrzą z niedowierzaniem, wielu z nich ostatecznie twierdzi, że ich życie zostało przemienione dzięki zaproszeniu do bycia sobą, które im zaoferował.
W swojej nowej książce, Kierkegaard i religia: Personality, Character, and Virtue, Sylvia Walsh oferuje jedną z najbardziej klarownych i przekonujących obron poglądów Kierkegaarda na samowiedzę jako koncepcję zasadniczo religijną, opartą na uznaniu „odwróconej dialektyki”, w której to, co pozytywne, „zawsze znajduje wyraz i jest znane w formie negatywnej lub przeciwnej” (7). To, co może być postrzegane jako protoegzystencjalistyczne lub melancholijne nurty w myśli Kierkegaarda, w ujęciu Walsha jest słusznie uważane za specyficznie chrześcijańskie podejście do podmiotowości, jako ugruntowane w patosie i pasji. Zamiast wiedzy jesteśmy zachęcani do zaufania. Zamiast gwarancji jesteśmy zachęcani do podjęcia ryzyka. Nie tylko mając nadzieję na to, co nadejdzie w wieczności, wiecznie mamy nadzieję na przemianę samej skończoności. Co więcej, zamiast znajdować radość w pokonywaniu samych siebie, radość rodzi się w wyniku pokory i samozaparcia, które wynikają z uświadomienia sobie naszej ostatecznej niezdolności w relacji do Boga.
Chociaż tematy te są dość standardowe w literaturze Kierkegaarda, podejście Walsha wyróżnia się tym, że przyjmuje za ramy współczesne debaty w psychologii empirycznej na temat pojęć osobowości i charakteru. Twierdząc, że Kierkegaard oferuje koncepcję osobowości, która jest „konstruktem o wielu twarzach”, sugeruje, że jest on głębokim źródłem dla badań empirycznych, ponieważ jest „w stanie wyjaśnić zarówno spójność, jak i niespójność ludzkiego zachowania poprzez religijną analizę ludzkiej egzystencji”, rozumianą w świetle dwoistości zjawisk ujawniających się w odwróconej dialektyce (176). Jako taka, książka Walsha nie jest po prostu komentarzem do Kierkegaarda, ale także konstruktywnym opisem tego, jak rozumieć potencjalnie konieczne religijne wymiary budowania charakteru i rozwoju osobowości. Wykazując się merytorycznym zrozumieniem literatury empirycznej, Walsh nie wydaje się być defensywny czy reakcyjny, ale raczej jest zniuansowanym i cierpliwym przesłuchaniem tego, co może umknąć, jeśli pozwolimy, by obiektywistyczne założenia pozostały operatywne w naszej nauce i naszym życiu społecznym.
W przeciwieństwie do niektórych najnowszych odczytań Kierkegaarda, które starają się zsekularyzować jego znaczenie, Walsh jest niepokorna wobec religijnej dynamiki, która sprawia, że jego myśl nie traci na znaczeniu w naszym współczesnym świecie: „Celem tego studium jest przede wszystkim podkreślenie znaczenia religii dla stawania się autentycznym „ja”, konkretną osobowością, pojedynczą jednostką i osobą z charakterem w myśli Kierkegaarda” (175). Jak wielokrotnie zauważa, dla Kierkegaarda „nieskończona miara tego, co znaczy być istotą ludzką” znajduje swój przykład w osobie Jezusa Chrystusa (175).
Zważywszy na skupienie na charakterze religijnym, mogłoby się wydawać, że Walsh umieści Kierkegaarda w długim szeregu chrześcijańskich teoretyków cnoty, jak uczyniło to wielu innych badaczy Kierkegaarda. Jednak, co może być zaskakujące, autorka przedstawia solidny tekstowy argument za tym, że Kierkegaard „w dużej mierze przyjmuje negatywne stanowisko wobec cnoty w swoim pisarstwie, kojarząc ją z bystrością, zadufaną społeczną moralnością nowoczesnego chrześcijaństwa oraz domniemaną zdolnością istot ludzkich do samodzielnego urzeczywistniania dobra i zdobywania dla niego zasług” (106). Sugerując, że lepiej rozumieć go jako „etyka charakteru” niż „etyka cnót”, Walsh podkreśla, że celem nie jest zdobywanie zasług, ale raczej życie pełne miłości, które charakteryzuje „wzniosłość” i „pokora”, co jest kluczem do naśladowania Chrystusa (131). Rzeczywiście, temat zaparcia się siebie, a nie przezwyciężania siebie, jest znakiem rozpoznawczym prezentacji Walsh. Wątek ten rozwija ona w szczególnie interesującym rozdziale, w którym porównuje relację Kierkegaarda do średniowiecznego katolicyzmu. Przekonuje w nim, że Kierkegaard zaleca „obranie raczej wstecznego, odwrotnego, pośredniego kursu niż prostego i bezpośredniego, wznosząc się do najwyższego wyrazu chrześcijańskiego charakteru we wzniosłości i poniżeniu chrześcijańskiej miłości, zamiast dążenia do wspinania się po drabinie cnoty, po której można wejść do raju” (152).
Budując na tej idei miłości chrześcijańskiej, w ostatnim rozdziale Walsh proponuje coś, co uważam za dorozumianą Kierkegaardiańską teologię polityczną, choć nie jest ona przedstawiona jako taka. W czasach, gdy kościoły, podobnie jak ludzie, są oceniane raczej przez pryzmat ich sukcesu niż wierności, i gdy władza i bogactwo są uważane za wystarczające do osiągnięcia wielkości, Kierkegaard wzywa kościoły, by stały się bojownicze, a nie triumfujące w odniesieniu do kulturowej niewoli (166), i byśmy kochali niekochanych (161), przerywając nasze ekonomiczne ramy boską logiką, która wymazuje rozróżnienie między „moim” i „twoim” (162). Kierkegaard pokazuje, że „głębsze samopoznanie zaczyna się od zdobycia samego siebie, a nie całego świata, stając się raczej osobą w potrzebie niż panem wszystkich rzeczy i nie będąc zdolnym do niczego, a nie żywiąc złudzenie, że jest się zdolnym do wszystkiego” (159).
W tej niewiarygodnie jasnej, przenikliwie świadomej i przekonująco uargumentowanej książce Walsh przedstawia Kierkegaarda jako najbardziej radykalnego, gdy jest najbardziej religijny, i najbardziej empirycznie istotnego, gdy jest najbardziej egzystencjalnie zatroskany. Choć książka ta jest napisana przede wszystkim z myślą o publiczności naukowej, Kierkegaard, którego przedstawia Sylvia Walsh, jest kimś, kogo – mam nadzieję – poznają wszyscy moi studenci. A ponieważ to ja decyduję, co znajdzie się w programie nauczania, dopilnuję, by tak się stało.