Znalezienie Kopalni Część 2
Przez Pana X
W Części I tego artykułu, autor opowiedział historię o tym jak dowiedział się o tajemniczych Kamieniach Peralta, które wydają się oferować znaczące wskazówki, w rzeczywistości mapę, do lokalizacji legendarnej Kopalni Zaginionego Holendra w Arizonas Superstition Mountains. Opowiada on, jak spędził lata próbując podążać za tymi wskazówkami, przeszukując nierówne kaniony, półki i szczyty w paśmie górskim, aż w końcu natrafił na miejsce, wysokie półki w pobliżu skrzyżowania dwóch kanionów, które wydawały się zawierać odpowiedź na zagadkę.
W ciągu następnych kilku miesięcy, zrobiłem kilka wycieczek na półkę, szukając dowodów na cokolwiek odkrywczego. Mapa Peralta Stone (druga mapa ukryta na kamieniach) wskazywała, że powinienem użyć kompasu i narysować diagram z dwoma miejscami startowymi, ale nie podawała żadnych pomiarów, a ja nie mogłem znaleźć nawet jednego miejsca startowego.
Zabrałem do domu kilka próbek skał z lawowego strumienia i poprosiłem sąsiada, geologa, o ich analizę. Dwa tygodnie później wrócił do mnie, pełen podekscytowania. Strumień lawy, jak powiedział, pochodził z części magmy „złóż hydrotermalnych”, jak je nazwał, które mogą zawierać wszystkie metale, w tym złoto. Jeśli w okolicy były wulkaniczne otwory wentylacyjne, powinniśmy być w stanie znaleźć złoża hydrotermalne. Przypomniałem sobie o małej półce w połowie ściany kanionu. Ciągle przyciągała mój wzrok. Musiałbym znaleźć sposób, by ją zbadać.
Potworne wspinaczki i grzechotniki
Następnej wyprawy mój sąsiad poszedł ze mną i zaplanowaliśmy dotarcie do małej półki. Było to pięćdziesiąt stóp prawie prosto w dół od szczytu kanionu. Nie mieliśmy sprzętu do schodzenia po linie, ale mieliśmy uprząż bezpieczeństwa. Ponieważ mój sąsiad był młody i wytrzymały, to on miał się wspinać. Przywiązaliśmy linę do uprzęży, owinęliśmy ją wokół skały, żebym mógł podawać mu luz podczas wspinaczki. To byłoby bezpieczne.
Wspinał się w dół, potem z powrotem do góry, nic nie znajdując, ale doświadczenie pozostawiło go zachwyconym. „Nie wierzę, że to zrobiłem” – powiedział. Tego popołudnia chciał zbadać dno mniejszego kanionu, ale widziałem, że jest ono dla mnie zbyt surowe. Skierowałem się z powrotem do obozu. Kiedy wrócił, powiedział: „Było dużo trudniej niż myśleliśmy, ale znalazłem jaskinię, która cofała się o jakieś 30 stóp, z dachem poczerniałym od dymu z poprzednich ognisk”. Zapytałem, czy wszedł do środka. Odpowiedział: „Wyglądało to jak miejsce, w którym hibernują grzechotniki, a całe złoto świata nie mogło mnie do niej zaprowadzić.”
Okres rozczarowania i frustracji
Jak na razie zidentyfikowałem osiem głównych punktów orientacyjnych sugerowanych przez legendy o Zaginionym Holendrze i pięć kolejnych głównych punktów orientacyjnych ujawnionych przez mapy na kamieniu. W tym czasie byłem prawie pewien, że szukam Zaginionego Holendra, zlokalizowałem wszystkie 13 punktów orientacyjnych na ziemi. Wiedziałem, że istnieją dwa oddzielne szlaki, które prowadzą do tego samego miejsca. Zmniejszyłem obszar docelowy do okręgu o średnicy 100 jardów na gzymsie w pobliżu skrzyżowania kanionów, ale nadal nie wiedziałem dokładnie, gdzie kopać. Z map wynikało, że na ścianie kanionu tuż nad miejscem wykopalisk powinien znajdować się półksiężyc, ale po prostu nie mogłem go znaleźć ani niczego innego, co mogłoby się przydać.
Moje wskazówki zaprowadziły mnie tylko do półki, nie dalej. Został on drastycznie zmodyfikowany, jego wygląd uległ zmianie w wyniku trzęsienia ziemi w 1887 roku. Używając mapy z Kamieni Peralta przez następny rok, przeszukiwałem gzyms cal po calu. Próbowałem, bezskutecznie, zastosować moje schematy do każdego punktu orientacyjnego. Raz wydawało mi się, że znalazłem to miejsce, ponieważ znalazłem serce, które było naturalną formacją skalną. Potem znalazłem kolejne serce. I jeszcze jedno. I jeszcze jedno. To tylko myliło sprawy. Stało się to okresem rozczarowania i frustracji. Nie mogłem nawet znaleźć kamiennych oczu, które moja żona sfotografowała wcześniej, nieświadomie, i które naprowadziły nas na przybliżoną lokalizację kopalni. Jedyne, co mogłem teraz zobaczyć, to niewyraźna twarz z możliwymi zmrużonymi oczami.
W międzyczasie mój sąsiad, geolog, znalazł kolejne wskazówki dotyczące fragmentów rozbitego starego zabytkowego słoika, ale nie na tyle dużo, by można było uznać, że jest to całe naczynie. Najwyraźniej został umieszczony w małym zakolu ściany kanionu, dobrze chroniony pod nawisem. Jak doszło do jego rozbicia? Co stało się z brakującymi fragmentami? Czy mogło zawierać jeden ze schowków złota starego Holendra Jacoba Waltza? Czy ktoś mógł go znaleźć pod nawisem, rozbić słój i zabrać złoto?
Nowa Nadzieja
Niezwykły chłodny front przyszedł do Gór Superstition we wrześniu. Wróciłem na gzyms. Tym razem, ku mojemu zaskoczeniu, mogłem zobaczyć kamienne oczy i twarz, doskonale wyraźne, gdy oświetlało je światło słoneczne padające pod odpowiednim kątem.
Rozbiłem obóz, zachęcony. Pewnego ranka, tak jak wyszedłem z obozu, aby zrobić sobie drogę do półki, helikoptery leciały bezpośrednio w moją stronę. Moją pierwszą myślą było: „Dlaczego oni mnie ścigają?”. Ku mojej uldze, zdałem sobie sprawę, że helikoptery były różnych rozmiarów i kolorów. Żaden nie był czarny. Przeleciały nade mną i zaczęły krążyć w odległości około pięciuset jardów. Przyleciało więcej helikopterów, w sumie dwanaście, cztery z lokalnych stacji telewizyjnych, kilka z agencji ratunkowych, a reszta z Urzędu Imigracji i Naturalizacji. Jeden z nich krążył nade mną i zawisł, sprawdzając mnie, a potem zignorował. Później dowiedziałem się, że ciężarówka z łóżkiem na kołkach przewożąca 31 nielegalnych cudzoziemców przewróciła się, zabijając jednego i raniąc kilku innych. Niezranieni pasażerowie rozpierzchli się i ukryli w wąwozach. Musieli myśleć, że ściga ich cała armia amerykańska. Zamierzałem zbadać małą jaskinię, która znajdowała się 30 stóp w górę ściany kanionu, tuż nad strumieniem lawy. Wyglądało to na łatwą wspinaczkę, ale nie było tam bezpiecznych miejsc do zaczepienia przyrządu zabezpieczającego. Przymocowałem metalowe pierścienie na długości 30 stóp wzdłuż jednego końca liny i przywiązałem ją na szczycie ściany kanionu, a następnie spuściłem zaobrączkowany koniec na drugą stronę. Kiedy dotarłem do miejsca, gdzie lina schodziła w dół, było ono oddalone o 10 stóp w jedną stronę. Musiałem wspiąć się z powrotem na szczyt, aby przenieść linę na właściwą pozycję. Pierścienie działały dobrze, a wspinaczka przebiegła pomyślnie. W rzeczywistości było to ekscytujące, ale jaskinia cofnęła się tylko o cztery stopy i nie zawierała nic.
W tym czasie, gdy byłem na półce, miałem uczucie drżenia. Mój wykrywacz metalu wariował. Mój kompas nie działał prawidłowo. Mój zegarek elektryczny zatrzymał się trzy razy. Zawiódł mój kalkulator. Po powrocie do obozu wszystko działało jak należy. Pomyślałem, że to przez silne pole elektromagnetyczne. Wspomniałem o tym mojej żonie. Ona i jej przyjaciel powiedzieli później, że „Indianie rzucili klątwę na to miejsce”. Powiedziałem im, że jeśli jeden Indianin może to zrobić, to inny Indianin może ją zdjąć i że mam indiańską krew i podejmę taką próbę. Na następnej wyprawie, pół sercem wykonałem śpiew do jakiegoś nieznanego boga i od tego dnia, nigdy nie miałem innego problemu z moim sprzętem.
Jednego pochmurnego dnia, wyszedłem na środek gzymsu, aby zrobić sobie przerwę od moich intensywnych poszukiwań. Z jakiegoś powodu spojrzałem w górę, a tam około 20 stóp nade mną, na ścianie kanionu, zobaczyłem półksiężyc, którego szukałem. Mogłem go dostrzec tylko pod pewnym kątem i przy oddalaniu się od ściany. Przebiegał on przez miejsce, gdzie spory kawałek ściany oderwał się, pozostawiając nawis, który zacieniał dużą przestrzeń poniżej, utrudniając widoczność w słoneczne dni. Było to bezpośrednio pod miejscem, gdzie moim zdaniem powinien znajdować się brakujący znacznik szlaku. Zakrzywiona strzałka na mapie wskazywała właśnie na niego. Gdybym zobaczył go wcześniej, zaoszczędziłbym wiele czasu i wysiłku, ale w końcu znalazłem miejsce startowe dla diagramu, który powinien zaprowadzić mnie do Kopalni Zaginionego Holendra.
Więcej rozczarowania i frustracji oraz ustępstwa
Korzystając z informacji i instrukcji z kamiennej mapy, narysowałem diagram na ziemi. Z jakiegoś powodu miałem z tyłu głowy dręczącą mnie wątpliwość. Coś czułem, że jest nie tak, ale zlekceważyłem to i kontynuowałem. Pomyślałem, że diagram wskazuje dokładne miejsce, w którym powinienem kopać, i zabrałem się do pracy. W ciągu 30 minut trafiłem na głaz, który musiał ważyć ze trzysta funtów.
Sfrustrowany, ruszyłem z powrotem w stronę obozu. Podczas przechodzenia przez skalną zjeżdżalnię, zatrzymałem się. Następną rzeczą, jaką pamiętam, jest bycie w skałach cztery stopy poniżej. Nadal nie wiem, co się stało. Sprawdzając siebie, znalazłem dwa małe siniaki na moim ciele i jeden duży na moim ego.
Głazy, zjeżdżalnie skalne i upadek uświadomiły mi, że nie mogę iść dalej sam. Musiałem mieć pomoc i trochę cięższego sprzętu. W ciągu następnych kilku miesięcy zwerbowałem czterech uczciwych ludzi do mojej załogi. Nie mogłem dokonać lepszego wyboru. Każdy z nich miał charakter. Żaden nie oblałby testu IQ. Dogadywali się. Ciężko pracowali. Dobrze rozmawiali. Opowiadali dobre bajki. Jeden z nich był nawet kucharzem z zamiłowaniem do gotowania przy ognisku, co jest ważnym atutem w każdym poszukiwaniu skarbów.
Jeden z tej czwórki, mój siostrzeniec, był jedynym, który nie znał reszty. Jego imię, podobnie jak moje, to Louis. Kiedy przedstawiłem go innym, powiedziałem, że on też ma na imię Louis. Nasi towarzysze zaczęli nazywać go „Louis 2”, a kiedy powiedział mi coś na ten temat, powiedziałem mu, że ma szczęście. Mogłem to zrobić właściwie, a on już na zawsze byłby znany jako „Louis też”.”
Wykopywanie złota
Najlepszy moment w długich poszukiwaniach zaginionej kopalni jest wtedy, gdy ciężki dzień pracy dobiegł końca, a ty właśnie zjadłeś wspaniały posiłek. Zapadł zmrok, a Ty siedzisz przy ognisku z dobrymi przyjaciółmi. Dobrze wam się rozmawia. Słuchacie wycia kojotów. Patrzysz w gwiazdy, które wydają się tak niskie, że wydaje Ci się, że możesz sięgnąć i ich dotknąć. To właśnie w tym momencie wiesz, że złoto, sława i fortuna są tylko przypadkami. To, czego właśnie teraz doświadczasz, jest tym, o co w tym wszystkim chodzi. Ten scenariusz powtórzył się wiele razy w ciągu następnych kilku lat.
W miarę upływu czasu zgromadziliśmy długie, sześciostopowe łomy, łańcuchy i liny. Kopaliśmy na serio, z dużymi oczekiwaniami. Było ciężko i powoli. Małe kamienie były wszędzie. Musieliśmy używać kilofów do rozbijania twardej ziemi, zanim mogliśmy ją wydobyć łopatą. Ponieważ pracowaliśmy na stromym zboczu, musieliśmy wyciąć rów od otworu do krawędzi gzymsu i utrzymywać rów z dnem otworu. Pozwoliło nam to na przetoczenie głazów w dół rowu i usunięcie ich z drogi. Usunęliśmy wiele głazów o wadze do ośmiuset funtów.
W każdej chwili, gdy mogłem zebrać dwóch lub więcej mężczyzn, wychodziliśmy i pracowaliśmy. Minął rok. Wykopaliśmy dziurę głęboką na 18 stóp, szeroką na 15 stóp i długą na 18 stóp. W końcu nie mogliśmy już głębiej zejść. Trafiliśmy na strumień lawy. Nie było tam szybu kopalni. Coś było nie tak. Niechętnie przyznałem, że to musiał być mój diagram.
Poszukiwania wznowione
Przez następne kilka miesięcy próbowałem wszystkiego, co przychodziło mi do głowy, aby ponownie wykonać diagram. Nic nie działało. Pewnego weekendu, jeden z członków mojej załogi i ja wyszliśmy na zewnątrz, aby sprawdzić, czy możemy znaleźć cokolwiek, co przeoczyłem! Przegapiłem. Nie było nic, co moglibyśmy zobaczyć, ale znaleźliśmy miejsce, które mogło lepiej pasować do opisu wejścia do kopalni, jaki miał podać stary Holender. Zaczęliśmy kopać, a im więcej kopaliśmy, tym bardziej nowe miejsce wydawało się pasować do opisu, budząc nowe wątpliwości co do naszej pierwotnej lokalizacji. To podkreśliło moją niepewność.
Po powrocie do domu przypomniałem sobie wątpliwości, które dręczyły mnie w dniu, w którym rozłożyłem oryginalny schemat. Był on po prostu zbyt luźny. Zostawiał zbyt wiele miejsca na błędy. Liczyłem na to, że mapnik jest perfekcjonistą. Postanowiłem przerobić mój schemat od początku. Pierwotnie, pracując z fotografiami i rysunkami kamiennych map, powiększyłem niektóre fragmenty obrazów, aby ułatwić sobie korzystanie z nich. Użyłem do tego kalki technicznej i kserokopiarki. Teraz po prostu powiększyłem obraz całej mapy. Sprawdzając dane, stwierdziłem, że kierunek jednej linii pomyliłem o trzy stopnie. Powinno to uniemożliwić dopasowanie diagramu do siebie, ale niestety, linia ta padła na odczyt z kompasu podany na mapie, przesłaniając to niedopasowanie.
Po wprowadzeniu poprawek zdałem sobie sprawę, że brakuje jeszcze jednego elementu. Po długich poszukiwaniach, znalazłem go w przebraniu czegoś innego. Był on tak dobrze ukryty w zasięgu wzroku, że prawie niewidoczny. Kiedy włożyłem ten element, schemat pasował do siebie tak dobrze, że nie był potrzebny ani jeden pomiar. Wszystko było robione za pomocą kompasu. Nie było miejsca na błędy. Nikt z załogi nigdy nie wspomniał o mojej pomyłce.
Położony na ziemi schemat wskazywał miejsce u podstawy głazu wielkości pokoju po stronie zejścia. Piętnaście stóp dalej, po stronie wzniesienia tego głazu, znajdowało się miejsce, które pasowało do opisu wejścia do kopalni, sporządzonego przez Jacoba Waltza. Jestem teraz przekonany, że to jest właśnie miejsce, w którym znajdowała się kopalnia. Wszystko, co musieliśmy zrobić, to kopać…
Meksykańscy górnicy mieli uruchomić poziomy szyb, który prowadził do pionowego szybu kopalni, i właśnie tam doszedłem do przekonania, że mapa prowadzi. W każdej historii o skarbach, pomyślałem, ktoś nieuchronnie zostawia za sobą coś cennego, a ta z pewnością okaże się nie być wyjątkiem. Pomyślałem, że wszystko, co zostawili Meksykanie, takie jak narzędzia i sprzęt, zostało umieszczone w niedokończonym szybie kopalnianym, a szyb zapieczętowany. Coś na mapie kazało mi przypuszczać, że w okolicy znajdują się inne kopalnie, a mapa prowadząca do nich mogła być nawet pozostawiona w szybie. Co do złota, które miało tam pozostać, kto wie?
Digging Again
Jednego ranka wiosną 2001 roku, gdy okrążyliśmy punkt na półce, zostałem urzeczony przez dzikie kwiaty, jakich nigdy wcześniej nie widzieliśmy. Była tam feeria barw, głównie pomarańczowe maki, przeplatane każdym odcieniem błękitu i bieli. Jeden z członków załogi naliczył 28 różnych gatunków. Zapytałem, czy potrafi je wszystkie nazwać. Powiedział, że samo liczenie ich było wystarczająco trudne.
Czytaliśmy i słyszeliśmy o grzechotnikach będących w Superstitions, ale to było sześć lat zanim zobaczyliśmy jednego grzechotnika. To było około 30 stóp od miejsca, w którym pracowaliśmy. Wszyscy zgodziliśmy się, że był jasnozielony. Nikt z nas nigdy nie widział ani nie słyszał o zielonym grzechotniku. Po pewnych badaniach dowiedzieliśmy się, że istnieją, ale są rzadkie.
Ogólnie, jest bardzo mało dzikich zwierząt na półce. Widzieliśmy kilka tarantul, skorpionów i jaszczurek, ale głównie widzieliśmy ptaki (nie musiały chodzić, aby się tam dostać). Jastrzębie i turkucie sępy były zawsze z nami, wykorzystując prądy powietrzne w kanionach do szybowania. Czasami były nad nami, a czasami daleko pod nami. Nigdy nie widziałem, żeby któryś z nich zatrzepotał skrzydłem.
W obozie było inaczej. Widzieliśmy jelenie, króliki i kojoty. Przychodziły w odległości jardów od obozu. Raz widziałem kota ringtail, innym razem potwora Gila. Pewnej nocy obudziło mnie coś grzechoczącego w naszym sprzęcie. Wstałem i nic nie widziałem, więc upewniłem się, że jedzenie jest zabezpieczone i poszedłem spać. Kilka minut później to samo stało się ponownie. Tym razem zobaczyłem, co to było – skunks! Kiedy budzę się w środku nocy, mam tendencję do posiadania nastawienia, ale jestem zdania, że grożenie skunksowi jest przegraną propozycją. Pozwoliłem skunksowi odejść z godnością, a sam wróciłem do łóżka z moim nastawieniem.
Użyliśmy liny do podnoszenia i opuszczania cięższych narzędzi w górę i w dół ściany kanionu. Udało nam się je wylądować 30 stóp od miejsca, w którym pracowaliśmy. To zaoszczędziło nam noszenia ich pół mili na zewnątrz, wokół punktu i na gzyms. Raz musieliśmy zabrać do domu 40-kilogramowy łańcuch, więc przywiązaliśmy go do liny i weszliśmy na szczyt. Jeden z członków załogi wciągnął go na 120-stopową ścianę. Kiedy wyciągnął łańcuch, był wyczerpany. Osiadł na kamieniu. Natychmiast podniósł się i zaczął skakać dookoła. To, co się stało, było oczywiste. Nad skałą wystawała gałąź krzewu. Pod nią znajdował się mały kaktus z opuncji figowej, wbijający się prosto w skałę. To na nim usiadł. Tego wieczoru przy ognisku odbyła się poważna dyskusja na temat tego, czy kaktus może się śmiać. Zdania były podzielone. Jedni mówili, że słyszeli chichot dochodzący spod krzaka. Inni twierdzili, że przy tym całym zamieszaniu, jakie robiła ofiara i naszym śmiechu, nie dało się usłyszeć niczego innego. Ofiara wstrzymała się od głosu z kiepską wymówką. Myślał, że ugryzł go zielony grzechotnik.
Mieliśmy dwa miejsca do kopania, jedno na górze, a drugie na dole głazu wielkości pokoju. Najpierw kopaliśmy po stronie zejścia. Pod nim znajdowało się logiczne miejsce na poziomy szyb, a mapa wskazywała, że tam powinniśmy kopać. Miejsce to znajdowało się 10 stóp pod górę od dużego otworu, który wykopaliśmy wcześniej, a nasz nowy urobek wypełniłby stary otwór. Kilka stóp niżej natrafiliśmy na wstęgę twardego, gipsopodobnego materiału. Miała ona tylko trzy stopy długości, trzy stopy głębokości i sześć cali szerokości. Nie mieliśmy problemów z jej rozbiciem, ale na wysokości około sześciu stóp znaleźliśmy duże kamienne płyty odłamane od głazu wielkości pokoju podczas trzęsienia ziemi. Same płyty ważyły co najmniej trzy tony. Spadły z wysokości czterech stóp, gdy się oderwały. Byliśmy w stanie pracować wokół nich, aż osiągnęliśmy głębokość 10 stóp. Tam odkryliśmy naprawdę dużą płytę, zaklinowaną pomiędzy ogromnym głazem na górze i dużymi płytami pod nim. Zablokowała wszystko.
Postanowiliśmy przejść do górnego otworu. Kiedy kopaliśmy 10 stóp w dół, znów natrafiliśmy na twardy gipsopodobny materiał, tym razem jednak występujący masowo, a nie w postaci wstęgi. Im dalej w dół kopaliśmy, tym większy osad gipsowy się pojawiał, zamykając otwór na tyle, że nie mieliśmy już miejsca do pracy. Trzeba by było użyć elektronarzędzi, żeby się przez to przebić. (Później skonsultowałem się z ekspertami, którzy powiedzieli mi, że osad mógł powstać w ciągu ostatnich 100 lat). Przenieśliśmy się z powrotem do niższego otworu i udało nam się przekopać kolejne cztery stopy w dół, wokół zablokowanej zbitki głazów, ale nie udało nam się znaleźć sposobu na złamanie blokady. To jest niestety miejsce, w którym stoimy dzisiaj.
Wierzę, że istnieje 95 procent szans na to, że kopalnia znajduje się w tym miejscu, ale może to wymagać wiercenia rdzeniowego i materiałów wybuchowych, aby ją znaleźć. Ze względu na wiek i problemy zdrowotne, nie jestem już w stanie uczestniczyć w żmudnej pracy wymaganej do kontynuowania tego zadania. Zapytałem załogę, czy ktoś chce mnie zastąpić na stanowisku lidera. Nikt nie chce się podjąć tej pracy.
Być może nigdy nie dowiemy się, czy głaz wielkości pokoju i półksiężyc oznaczają miejsce Kopalni Zaginionego Holendra.
Kamienie Peralta
Historia Kamieni Peralta jest nieco rozmyta. Wiemy, że zostały znalezione gdzieś pomiędzy 1949 a 1960 rokiem w pobliżu Florence Junction, Arizona, a 12 czerwca 1964 roku, Life Magazine opublikował zdjęcia ich części. Przez kilka lat pozostawały w rękach prywatnych, być może zmieniając właściciela więcej niż raz. Jakiś czas później, własność weszła w spór. Po batalii sądowej, kamienie zostały przyznane Fundacji A. L. Flagg, organizacji non-profit zajmującej się minerałami i skałami. Kamienie pojawiły się ponownie w muzeum w Mesa, Arizona, gdzie pozostały przez kilka lat. Naklejki z napisem „Secret” zostały umieszczone nad częściami kamieni, aby ukryć pewne informacje przed widokiem publicznym. W pewnym momencie wykonano replikę zestawu kamieni. Zastąpił on oryginalny zestaw w muzeum. Oryginalny zestaw został następnie umieszczony w tylnym pokoju w Arizona Mining and Mineral, gdzie, o ile wiem, pozostają do dziś.
Gdy człowiek spędza tyle czasu i dowiaduje się tyle, co ja o tej mapie na kamieniu, dowiaduje się wiele o jej twórcy, wyraźnie człowieku, który był bardzo inteligentny i dobrze wykształcony. Co więcej, posiadał nieprzeciętną ilość zdrowego rozsądku. Najwyraźniej miał również wykształcenie w zakresie taktyki wojskowej, nawigacji okrętowej i astronomii. Był doświadczonym twórcą map. Spośród wszystkich ludzi żyjących na świecie w danym czasie, uważam, że tych z umiejętnością stworzenia takiej mapy można by policzyć na palcach jednej ręki. Tych, którzy byliby w stanie ją przeczytać, byłoby mniej niż dwustu. Mniej niż jeden na pięćdziesięciu mógłby ją zrozumieć, nawet gdyby została wyjaśniona.
To ma bardzo mało wspólnego z inteligencją. Wymaga odpowiedniego treningu i talentu, ale przede wszystkim wymaga osoby z odpowiednim nastawieniem. W skali trudności od 1 do 10, ta mapa plasuje się jako 10. Po przestudiowaniu wielu opublikowanych prób rozwiązania zagadki tej mapy, nie widziałem żadnej, która miałaby więcej niż dwie rzeczy poprawne. Wymaga ona pełnego zrozumienia wszystkiego, co się na niej znajduje. Jest to mapa szczegółowa, zawierająca wszystko, co potrzebne do rozwiązania zagadki. Mapa została wyryta na kamieniach w dwóch różnych czasach, przy użyciu różnych symboli i metod, które dają te same informacje. Pierwsza rzeźba została w dużej mierze zeszlifowana, pozostawiając tylko ślady informacji.
Strona kamienia z napisem „DON” i odwrotna strona kamienia z sercem nie zostały przerobione. Jedyną rzeczą ze starej mapy, która odnosi się do nowej mapy jest słowo „DON”, hiszpańskie słowo oznaczające „dar”, w tym przypadku. Mapa została stworzona w taki sposób, aby uniemożliwić podążanie za nią do celu komukolwiek innemu niż zamierzona osoba lub osoby.
Mapa została zaprojektowana do użycia z kompasem, ale każdy odczyt kompasu na mapie wymaga interpretacji, głównie poprzez formuły matematyczne. Niektóre z tych wzorów są dość oczywiste. Na przykład, 8 – N oznacza północ minus 8 stopni. Inne, np. duża litera „F” na pierwszym kamieniu mapy oznacza słowo „Fahrenheit”. Oznacza to, że tłumacz powinien używać „stopni”. Istnieją cztery formuły, które są tak sprytnie ukryte, że są prawie niemożliwe do znalezienia. Sercowy kamień został celowo złamany, aby ukryć krzyż, który został wyryty na odwrotnej stronie. Długa część laski wskazywała na trzy małe, stworzone przez człowieka wgłębienia, które tworzyły trójkąt. To była część starej mapy. Nie można jej użyć do rozwiązania nowej. Jedyną rzeczą na tylnej stronie tego kamienia, która odnosi się do mapy, jest sześć zer. Po odwróceniu i ponownym włożeniu kamienia pojawia się liczba jeden milion, co oznacza „bardzo bogaty”. Błędna pisownia jest kryptyczna. Na końcu szlaku mapa jest szkicem odległego kraju z wyszczególnionymi punktami orientacyjnymi. Ponieważ jest to operacja w toku, zapiszę bilans zagadki mapy na dysku komputerowym, który upublicznię w późniejszym terminie.
Przypis
Wyraźnie zaznaczyłem te przypadki, w których zaoferowałem swoją opinię w tym artykule. Poza tym, uczyniłem historię całkowicie obiektywną. Nic nie zostało dodane. Omówione przeze mnie punkty orientacyjne Lost Dutchman to te najczęściej wymieniane w książkach i artykułach. Długoletni poszukiwacze kopalni określają je mianem „tradycyjnych wskazówek”. Przez cały czas naszej działalności ściśle przestrzegaliśmy przepisów i zasad regulujących ten obszar.
Zaginiony Holender jest uważany za złoże złota typu lode. Złoto lode występuje w litej skale, w której zostało zdeponowane. Nawet z mapą, poszukiwanie złóż złota nie jest stosunkowo prostym zadaniem. Dzisiejszy poszukiwacz musi badać nie tylko skały, ale także skały łamane na hałdach kopalnianych i odsłonięcia zmineralizowanych skał w dostępnych wyrobiskach górniczych. Złoto, jeśli jest obecne, może nie być widoczne w skale, a jego wykrycie będzie zależało od wyników analiz laboratoryjnych.
Editor’s Note 2010
Pan X zmarł i nie dokończył swojej pracy. Było wiele pytań – 176 stron, a na wiele z nich odpowiedział Pan X. Oto link do pytań i odpowiedzi zebranych razem; jest to plik PDF.
Założyliśmy nowe forum do umieszczania odpowiedzi na ten i inne artykuły o Zaginionym Holendrze. Możesz zamieszczać zdjęcia i edytować swoje posty. Kliknij tutaj, aby przejść do aktualnego forum na temat Zaginionego Holendra.