Nikel nie zawsze był wart pięć centów. W 1865 r. amerykański nikiel był monetą trzycentową. Wcześniej „nickel cents” odnosiło się do groszy stopowych.
Okazuje się, że nawet nazwa „nickel” jest myląca. „Właściwie, nikle powinny być nazywane 'coppers',” mówi ekspert monet Q. David Bowers. Dzisiejsze tak zwane nikle składają się w 75 procentach z miedzi.
To nie jedyne niespodzianki kryjące się w historii niklu. Historia amerykańskiej monety pięciocentowej jest, o dziwo, historią wojenną. A 150 lat od jej pierwszego wybicia w 1866 roku, skromny nikiel służy jako okno na symboliczne i praktyczne znaczenie samej monety.
Aby zrozumieć, skąd nikiel wziął swoją nazwę, musisz cofnąć się do epoki, w której królowały metale szlachetne. W latach pięćdziesiątych XIX wieku monety o jakiejkolwiek realnej wartości były wykonane ze złota i srebra. W przypadku kryzysu finansowego – lub, co gorsza, upadku rządu – monety z metali szlachetnych zawsze można było przetopić. Miały one wartość wewnętrzną.
Ale wiosną 1861 roku południowe stany zaczęły się rozdzielać, a Abraham Lincoln został zaprzysiężony na prezydenta. Wkrótce pociski spadły na Fort Sumter w Charleston, w Południowej Karolinie. Ameryka przeżywała kryzys, podobnie jak jej waluta. „Wynik wojny secesyjnej był niepewny” – mówi Bowers, autor kilku książek o historii monet. Powszechny niepokój doprowadził do ważnego skutku ubocznego wojny. „Ludzie zaczęli gromadzić twarde pieniądze, zwłaszcza srebro i złoto.”
Karnety zdawały się znikać z dnia na dzień, a Mennica Amerykańska nie mogła nadążyć za popytem. „Stany Zjednoczone dosłownie nie miały wystarczających zasobów złota i srebra, aby wyprodukować wystarczająco dużo pieniędzy, aby zaspokoić potrzeby kraju” – mówi Douglas Mudd, dyrektor Amerykańskiego Stowarzyszenia Numizmatycznego. „Nawet centy znikały”. Na Południu problem ten był jeszcze gorszy. Ograniczone zasoby złota i srebra były potrzebne do zakupu dostaw z zagranicy, co oznaczało, że Konfederacja polegała niemal wyłącznie na papierowej walucie.
Wybijanie nowych monet może nie wydawać się priorytetem w czasie wojny. Ale bez monety transakcje życia codziennego – kupno chleba, sprzedaż towarów, wysyłanie poczty – stały się prawie niemożliwe. Jedna z filadelfijskich gazet donosiła, że lokalna gospodarka spowolniła w 1863 roku, powołując się na to, że niektórzy sklepikarze musieli obniżyć ceny „o jeden do czterech centów przy każdej transakcji” lub odmówić sprzedaży produktów, ponieważ nie byli w stanie zdobyć pieniędzy.
Mudd ujmuje ten problem w bardziej znanych kategoriach. „To tak, jakby nagle nie móc pójść do 7-Eleven, bo nie można wydać reszty”, mówi. „A jeśli nie można wydać reszty, gospodarka się zatrzymuje.”
To właśnie w tej próżni gospodarczej Stany Zjednoczone próbowały serii eksperymentów monetarnych. W 1861 roku rząd zaczął płacić żołnierzom Unii „banknotami na żądanie”, znanymi również jako „greenbacki”. W międzyczasie znaczki pocztowe zostały uznane za legalny środek płatniczy przy drobnych zakupach; opracowano okrągłą metalową kasetkę, która miała je przechowywać w nienaruszonym stanie. „Wyglądało to jak moneta z okienkiem”, mówi Mudd.
Na czas trwania wojny, amerykańska gospodarka poruszała się z różnego rodzaju konkurencyjnymi walutami. Nawet prywatne banki i przedsiębiorstwa wypuszczały własne banknoty i monety. Sklepikarze mogli wydawać monety, znaczki lub banknoty jako resztę. Wojna ostatecznie zakończyła się w 1865 roku, ale minęło wiele miesięcy, zanim metale szlachetne powróciły do obiegu. „Dopiero po wojnie secesyjnej produkcja monet wznawia się z pełną wydajnością” – mówi Mudd.
Gdy Stany Zjednoczone skupiły się na odbudowie, nie wszystkie metale były rzadkie. Produkcja wojenna zwiększyła potencjał przemysłowy Ameryki, a nikiel był dostępny w ogromnych ilościach. Przewaga niklu polegała na tym, czym on nie był. Nie był rzadki, co oznaczało, że rząd mógł drukować miliony monet bez tworzenia nowych niedoborów. I nie był metalem szlachetnym, więc ludzie nie gromadzili go.
W rzeczywistości, niektóre monety centowe zostały już wybite przy użyciu niklu – i jak zauważyła jedna z gazet w Pensylwanii, „gromadzenie ich jest nierozsądne i nierozważne”. Nie ma sensu gromadzić monety, której wartość pochodzi z rządowej gwarancji.
Jednak dopiero po dziwnej kontrowersji z 1866 roku dotyczącej papierowych pieniędzy, monety niklowe w końcu podbiły codzienne życie. W tym czasie Narodowe Biuro Walutowe (później nazwane Biurem Grawerowania i Drukowania) było kierowane przez niejakiego Spencera Clarka. Jego zadaniem było znalezienie odpowiedniego portretu dla banknotu pięciocentowego. Wybór Clarka padł na dumnie wyglądającego mężczyznę z ciemnymi oczami i gęstą białą brodą. Opinia publiczna nie była rozbawiona.
„Umieścił na nim swój własny wizerunek” – mówi Mudd. „To był wielki skandal.”
„Clark umieścił swoją własną głowę na walucie bez żadnego upoważnienia”, oświadczył wściekły list do New York Timesa. Reportaż Timesa przedstawiał brodaty portret Clarka jako zamach na godność amerykańskiego pieniądza. Inny autor listu wtrącił się: „To pokazuje formę bezczelności w sposób rzadko wcześniej próbowany. Nie jest to jednak pierwszy raz, kiedy ludzie uderzają w sławę, a osiągają jedynie rozgłos”
Podczas gdy ustawodawcy wygłaszali w Kongresie przemówienia potępiające portret Clarka, przemysłowiec Joseph Wharton był zajęty nakłanianiem ustawodawców do znalezienia alternatywy dla papierowego pieniądza. We wczesnych latach wojny Wharton wykupił kopalnie niklu w New Jersey i Pensylwanii, więc jego sugestia nie powinna dziwić. Chciał, aby monety były wykonane z niklu.
Dwa miesiące później banknoty pięciocentowe zostały po cichu wycofane z obiegu. A jak donosił filadelfijski „Daily Evening Bulletin” w maju 1866 roku, nowa moneta miała natychmiast zająć ich miejsce. „Prezydent zatwierdził projekt ustawy zezwalającej na emisję pięciocentówek z niklu i miedzi” – czytamy w artykule. „Nie będzie więcej emisji banknotów frakcyjnych o nominale mniejszym niż dziesięć centów.”
Nową monetę zdobiła tarcza, słowa „In God We Trust” i duża cyfra „5”, otoczona gwiazdą i promieniem. W tym samym roku rząd wybił aż 15 milionów pięciocentówek – ponad 100 razy więcej niż srebrne półdolarówki wybite rok wcześniej.
Jeśli chodzi o przyszłość niklu, czas był idealny. Powojenna gospodarka znów zaczęła nabierać rozpędu. „Podaż była, a popyt był” – mówi Mudd. „Ludzie chcieli mieć monety”
Nikel zyskał popularność z kilku powodów. Przede wszystkim, po latach niedoboru monet, nikle zalały gospodarkę. W latach 1867 i 1868 wydrukowano ich prawie 30 milionów. „Nikel był monetą obowiązującą od 1866 do 1876 roku” – mówi Bowers. Nawet później, gdy dziesięciocentówki i ćwierćdolarówki zyskały na znaczeniu, nikle były wygodną monetą. Butelki Coca-Coli, która pojawiła się na rynku w 1886 roku, kosztowały nikiel przez 73 lata.
Nikel z tarczą był produkowany do 1883 roku, kiedy to z powodu problemów produkcyjnych zastąpiono go niklem „Liberty Head”. W kolejnych dekadach pojawiały się kolejne nowe projekty, począwszy od niklu Buffalo z 1913 roku, a skończywszy na niklu Jefferson z 1938 roku. (Jak na ironię, w czasie II wojny światowej nikiel był tak niezbędny do produkcji wojennej, że produkowano nikle bez niklu). Ostatnia aktualizacja, z 2006 roku, zmieniła wizerunek Jeffersona z profilu na portret frontalny.
W XX wieku jeszcze jedna zmiana utrwaliła pozycję niklu jako niezbędnej monety w świecie: pojawienie się automatów na monety. Nikle były idealnym nominałem dla automatów sprzedających, szaf grających i automatów do gier. Pięć centów kosztowało również pójście do „nickelodeonu”, czyli teatru za pięć centów. (Odeon pochodzi od greckiego słowa oznaczającego teatr.) „Niklowe weszły do głównego nurtu” – mówi Bowers.
Kości niklowe zatoczyły pełne koło od czasu, gdy ich korzenie sięgały niedoborów złota i srebra w czasie wojny secesyjnej. Sto pięćdziesiąt lat temu monety wykonane z niklu wydawały się wygodne, ponieważ były wykonane z tanich metali. W dzisiejszych czasach ceny niklu i miedzi są wysokie, a wyprodukowanie naszej ukochanej monety pięciocentowej kosztuje około 8 centów. Może nadszedł czas, aby przywrócić banknot pięciocentowy.