Editor’s Note: Jako część CNN.com’s nowej sekcji Crime, jesteśmy archiwizacji niektórych z najbardziej interesujących treści z CourtTVNews.com. Ta historia została po raz pierwszy opublikowana w 2001 roku.
(Court TV) — Kiedy zobaczyliśmy go po raz pierwszy, podejrzany o zamach bombowy był chudy i smukły w kajdankach i pomarańczowych spodniach więziennych, jego twarde oczy nie oświetlone przez najsłabsze migotanie emocji. Tim McVeigh. Nazwisko nie miało wtedy większego znaczenia, ale jego wizerunek tak. Był mordercą z pokerową twarzą, ostrzyżonym na pazia, a w całej Ameryce ludzie zadawali to samo pytanie: Kim jest ten facet?
Pierwsze spojrzenie opinii publicznej nastąpiło dwa dni po zamachu, 21 kwietnia 1995 r.: ciężko uzbrojeni strażnicy eskortowali podejrzanego o kamiennej twarzy przez tłum mediów do helikoptera, który miał go zabrać z powrotem do Oklahoma City.
Wściekły tłum skandował „zabójca dzieci” i wykrzykiwał nieprzyzwoite słowa. McVeigh powiedział później swoim biografom, że szukał snajperów, metodycznie przesuwając swój kamienny wzrok w kształcie litery Z, którego nauczył się w wojsku, myśląc, że ktoś – czy to wściekły Oklahoman, czy agent rządowy – może próbować go strącić. Mówi, że nie bał się śmierci, ale zamierzał przeżyć, by opowiedzieć swoją wersję historii.
Nie przegap
- W głębi: Best of Court TV
- Archiwum: Terror on Trial
Sześć lat po zamachu bombowym w budynku Alfred P. Murrah w Oklahoma City, w którym zginęło 168 osób w najbardziej śmiertelnym ataku terrorystycznym na ziemi amerykańskiej, i mniej niż miesiąc przed tym, jak McVeigh zostanie skazany na śmierć, opowiedział swoją historię.
McVeigh działał z zimną kalkulacją twardego żołnierza, ale jego stoicka postawa maskowała zarówno pasję zapaleńca, jak i niepewność młodego człowieka zagubionego w świecie. Urojenia i paranoja stanowiły pożywkę dla polityki McVeigha, ale jego myślenie opierało się na znanej ideologii i było rozwijane przez zdrowy i myślący umysł.
Jak tysiące innych Amerykanów, zamachowiec wierzył, że rząd stał się zbyt natarczywy, że zasady ojców założycieli Ameryki zostały naruszone i że należy coś z tym zrobić. Wielu z tych ludzi przyłączyło się do skrajnych grup patriotycznych lub milicyjnych.
I chociaż podzielał fascynację samoobroną, która charakteryzuje grupy milicyjne, McVeigh postanowił przejść do ofensywy w swojej prywatnej wojnie z rządem. Naprawdę wierzył, że rząd amerykański jest złym tworem, który stosuje przemoc wobec własnych obywateli i innych za granicą; uważał, że życie, które odebrał tamtego dnia w kwietniu 1995 roku, było niewielką ceną, którą trzeba było zapłacić, a rozlew krwi określił jako „uboczne straty” za uderzenie w instytucję rządową.
Nikt nie może powiedzieć na pewno, co skłoniło McVeigha do zbombardowania budynku federalnego tamtego dnia. Wiadomo jednak, że przez dwa lata przed swoim impulsywnym czynem McVeigh dryfował po Ameryce, niespokojny i zdezorientowany, najwyraźniej szukając odpowiedzi.
Portret młodego zamachowca
McVeigh dorastał w Pendleton, N.Y., na przedmieściach Buffalo, które, choć było małym miasteczkiem, daleko odbiegało od wiejskiego życia, które zamachowiec miał później idealizować. Jego ojciec pracował w miejscowej fabryce Harrison Radiator, podczas gdy matka pracowała w biurze podróży.
Kiedy się rozstali, rodzice McVeigha powiedzieli jemu i jego dwóm siostrom, że mogą wybrać, z kim będą mieszkać. Tim obwiniał matkę za rozłam i postanowił zostać z ojcem, którego długie godziny pracy w fabryce sprawiły, że miał mało czasu w domu.
„Nie mogę przypisać wszystkiego, czym teraz jestem, brakowi obecności moich rodziców w domu … ale twierdzę, że mam bardzo mało wspomnień z interakcji z moimi rodzicami” – powiedział McVeigh Lou Michelowi i Danowi Herbeckowi, autorom niedawno wydanej książki American Terrorist.
Jako nastolatek McVeigh rozwinął dwie pasje: komputery i broń. Był zaintrygowany wczesnym Internetem połowy lat 80-tych i stał się hakerem amatorem, raz nawet włamując się do komputera Departamentu Obrony. Jego umiejętności komputerowe przyniosły mu pochwałę w szkole, ale po krótkim okresie nauki w lokalnym community college, McVeigh zdecydował się przerwać formalną edukację.
Jego fascynacja bronią okazała się trwalsza. McVeigh zaczął obsesyjnie czytać o survivalowych i drugorzędnych kwestiach. Nabył kilka sztuk broni, a w swojej piwnicy założył generator oraz magazyn konserw i wody pitnej, aby w razie niebezpieczeństwa być samowystarczalnym. Jedna z książek, które przeczytał, Dzienniki Turnera, rasistowska powieść popularna w kręgach neonazistów i milicji o wściekłym człowieku, który wysadza budynek FBI w Waszyngtonie, stała się jego ulubioną na długi czas.
McVeigh znalazł pracę jako ochroniarz, ale nastolatek spędzał swój wolny czas, realizując obsesję na punkcie przetrwania. Aby uciec z okolic Buffalo i mieć gdzie ćwiczyć strzelanie do celu, McVeigh kupił działkę w zachodniej części stanu Nowy Jork. Ale mimo że ucieczka dawała wytchnienie, McVeigh nadal uważał swoje codzienne życie za ponure. Pewnego dnia pojawił się w domu i poinformował ojca, że wstępuje do armii.
Lata w armii
McVeigh świetnie prosperował w siłach zbrojnych, przyjmując zdyscyplinowany styl życia, jaki miał prowadzić, i znajdując pocieszenie w solidarności kolegów rekrutów. Jego rówieśnicy byli pod wrażeniem; jeden z nich powiedział Michelowi i Herbeck: „Dla mnie był mniej więcej uosobieniem piechoty. No wiesz, ekstremista, 'podążaj za mną', taki typ faceta”. Ale McVeigh twierdzi, że jego entuzjazm dla wojskowego stylu życia został zrównoważony przez niesmak do niektórych bardziej brutalnych aspektów kultury armii, które znalazł w podstawowym szkoleniu.
„Dwadzieścia razy dziennie, to będzie, 'Krew sprawia, że trawa rośnie! Zabij! Zabij! Zabij! Krzyczałbyś to, aż twoje gardło byłoby surowe”, powiedział później Michelowi i Herbeck. „Gdyby ktoś nagrał to kamerą wideo, pomyślałby, że to banda chorych.”
Jakiekolwiek zastrzeżenia McVeigha nie przeszkodziły mu w osiągnięciu sukcesu – otrzymał najlepszy możliwy wynik dla rekrutów piechoty na teście przeprowadzanym pod koniec szkolenia podstawowego.
Przydzielono go do Fort Riley w Kansas, poligonu zajmującego się obsługą czołgów i innych pojazdów opancerzonych. Wybrany na strzelca wyborowego w wozie bojowym Bradley (uzbrojony środek transportu – jak lekki czołg), McVeigh uzyskał bezprecedensowy wynik 1000 na 1000 punktów w teście strzelania na żywo. Ze względu na swój sukces, McVeigh został zaproszony do spróbowania swoich sił w Siłach Specjalnych, co było jego celem od czasu wstąpienia do armii. Ale McVeigh nie dostał swojej szansy. Saddam Husajn najechał na Kuwejt, a on, wraz z tysiącami innych amerykańskich żołnierzy, został wysłany do Zatoki Perskiej.
Gdy alianccy generałowie w końcu zdecydowali się przejść do ofensywy, McVeigh otrzymał niebezpieczny przydział. Jego Bradley miał stanąć na czele kolumny pojazdów, prowadząc drogę dla czołgu i prawdopodobnie ściągając pierwszy ogień wroga.
„Wysłał nas jako pierwszego jako baranka ofiarnego. Tak się złożyło, że to był mój pojazd” – powiedział później McVeigh (Michel i Herbeck). „To jedna z decyzji, jakie musi podejmować dowódca wojskowy, nie licząc się z życiem. Zdecydował, że dziewięć istnień w Bradleyu jest warte tego, by zrobić to w ten sposób.”
W tamtym czasie McVeigh nie był jednak tak sceptycznie nastawiony do planu. „Myślę, że wszyscy zginiemy”, wspominał jeden z żołnierzy, mówiąc. „
Ale obawy McVeigha okazały się bezpodstawne, ponieważ bitwa — i wojna w ogóle — szybko zamieniła się w rutynę. A drugiego dnia konfliktu umiejętności strzeleckie McVeigha opłaciły się; oddał on strzał tak zdumiewający, że nagrodzono go za niego kilkoma medalami. Z odległości prawie 2000 jardów McVeigh trafił z armaty w klatkę piersiową irackiego żołnierza obsługującego gniazdo karabinu maszynowego.
„Jego głowa po prostu zniknęła… Widziałem, jak wszystko powyżej ramion znika, jak w czerwonej mgle” – wspominał. Ten incydent wstrząsnął McVeigh’em, zwłaszcza gdy później odkrył, że wielu irackich żołnierzy nie chciało walczyć i było wyposażonych w znacznie gorszą broń.
„Saddam, gdyby kiedykolwiek się pojawił”, napisał McVeigh w liście z Kuwejtu do przyjaciela w domu. „Chickenshit bastard. Z jego powodu zabiłem człowieka, który nie chciał z nami walczyć, ale został do tego zmuszony.”
„Kiedy wrócił, wydawał się załamany” – powiedziała „The New York Times” ciotka McVeigha. „Kiedy o tym rozmawialiśmy, powiedział, że było tam strasznie. Był na pierwszej linii frontu, widział śmierć i spowodował ją.”
Powrót do domu
McVeigh mógł mieć wątpliwości co do wojny, ale po zwycięstwie był również dumny i patriotycznie nastawiony. Jako jeden z pierwszych żołnierzy, którzy wrócili do Ameryki, został przywitany jak bohater. Otrzymał też kolejne zaproszenie, by spróbować swoich sił w siłach specjalnych. Problem polegał na tym, że McVeigh nie dał rady. Czas spędzony w Zatoce Perskiej sprawił, że był wyczerpany i bez formy. McVeigh wrócił do swojego przydziału w Fort Riley, gorzko rozczarowany.
Powróciwszy do Kansas, stawał się coraz bardziej zdystansowany i wyobcowany ze swoich kolegów żołnierzy. Ponadto McVeigh zyskał reputację rasisty. W pewnym momencie zapisał się nawet na próbne członkostwo w KKK, choć nie zdecydował się go odnowić, ponieważ uznał, że Klan za bardzo skupia się na kwestiach rasowych, a za mało na prawach wynikających z Drugiej Poprawki, jak twierdził później Michelowi i Herbeckowi. Mniej niż rok po tym, jak powrócił do Ameryki jako bohater, McVeigh porzucił armię, mówiąc swojemu dowódcy: „Czuję, że muszę odejść.”
McVeigh wrócił do domu z wielkimi nadziejami na znalezienie dobrej pracy i osiedlenie się w cywilu. Jednak bez ukończenia studiów i w samym środku recesji, McVeigh miał trudności ze znalezieniem dobrej pracy i ostatecznie osiadł na stanowisku ochroniarza, które uznał za męczące i nużące. Ale jego problemy z zatrudnieniem były tylko częścią ogólnego złego samopoczucia, które przypisywał dostosowaniu się do czasu spędzonego na wojnie.
„Widziałeś skrajności, doświadczyłeś ostatecznych wzlotów, upadków i rzeczywistości. Kogo obchodzą rozmowy o pogodzie, kto spóźnił się do pracy, albo kto obtarł sobie palec u nogi? Codzienna harówka stała się nagle o wiele bardziej nieznośna” – powiedział później McVeigh swoim biografom.
W miarę jak McVeigh stawał się coraz bardziej rozczarowany rozwojem wydarzeń w swoim życiu, jego krytyka rządu również stawała się coraz ostrzejsza. Lubił rozmawiać o polityce ze swoją siostrą i współpracownikami, a także wystosował kilka gniewnych listów do lokalnych gazet.
„Amerykański sen” klasy średniej zniknął, zastąpiony przez ludzi walczących o to, by kupić zakupy na następny tydzień. Nie daj Boże, żeby samochód się zepsuł” – napisał McVeigh do Lockport Union Sun & Journal, dodając później: „W momencie, gdy świat zobaczył, że komunizm upadł jako niedoskonały system zarządzania ludźmi, demokracja wydaje się zmierzać w tym samym kierunku. Nikt nie dostrzega 'wielkiego obrazu'. Może musimy połączyć ideologie, aby osiągnąć idealny rząd utopijny. Pamiętaj, że sponsorowana przez rząd opieka zdrowotna była pomysłem komunistów. Czy tylko bogaci powinni mieć prawo żyć dłużej? Czy to oznacza, że ponieważ człowiek jest biedny, jest gorszą istotą ludzką i nie zasługuje na to, by żyć tak długo, ponieważ (?) nie nosi krawata do pracy?”
Komentarze McVeigha, z którymi wielu Amerykanów mogło się wówczas identyfikować, przybrały pod koniec listu mrożący krew w żyłach, ekstremistyczny ton. „Ameryka jest w poważnym upadku”, napisał. „Nie mamy przysłowiowej herbaty do wylania. Czy zamiast tego powinniśmy zatopić statek z japońskim importem? Czy wojna domowa jest nieuchronna? Czy musimy przelać krew, aby zreformować obecny system? Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie, ale może.”
Zamachowiec stawał się coraz bardziej zjadliwy i daleko posunięty w swojej krytyce rządu federalnego. W rozmowie z Jennifer zaczął opowiadać o spiskach z udziałem rodziny Rockefellerów i Organizacji Narodów Zjednoczonych.
Jednak przede wszystkim McVeigh skupił się na zagrożeniach dla prawa do noszenia broni, wyjątkowo oburzając się na oblężenie przez rząd chaty Randy’ego Weavera w Ruby Ridge w Montanie. Wkrótce potem McVeigh opuścił dom, mówiąc, że szuka „wolnego stanu”, w którym mógłby żyć.
Wkrótce po tym, jak McVeigh wyruszył w drogę, władze rządowe podjęły próbę nalotu na związek Branch Davididan. Rozzłoszczony McVeigh porzucił swoje plany i udał się do Waco, gdzie przez kilka dni sprzedawał naklejki wspierające Dawidian. Kiedy opuścił miasto, McVeigh rozpoczął dwuletnią wędrówkę po Ameryce, która zaprowadziła go do 40 różnych stanów.
W tym okresie spędził sporo czasu mieszkając z dwoma przyjaciółmi z wojska o podobnych poglądach politycznych. Michael Fortier, który mieszkał w Arizonie, i Terry Nichols, który wraz z bratem posiadał farmę w Michigan, później stali się głównymi postaciami zamachu bombowego w Oklahoma City.
Ale McVeigh spędzał również czas na targach broni, przemieszczając się od pokazu do pokazu, sprzedając egzemplarze Dzienników Turnera i inne akcesoria. W kulturze pokazów broni McVeigh znalazł dom. Choć pozostawał sceptyczny wobec niektórych najbardziej ekstremalnych idei, lubił rozmawiać z ludźmi o ONZ, rządzie federalnym i możliwych zagrożeniach dla amerykańskiej wolności.
McVeigh był w Michigan, na farmie Terry’ego Nicholsa, kiedy ATF i FBI dokonały nalotu na kompleks Branch Davidian, a około 80 członków sekty zginęło w pożarze. Kiedy McVeigh zobaczył te obrazy w telewizji, stał i płakał w salonie Nicholsów. Później jego antyrządowa retoryka zaostrzyła się; czapki ATF z wyrytymi otworami po kulach i flary, których można było używać jak pocisków, pojawiły się wśród jego towarów na wystawie broni.
„Nie zdefiniowałem zasad zaangażowania w ten konflikt” – powiedział McVeigh Michelowi i Herbeck. „Zasady, jeśli nie są spisane, definiuje agresor. To było brutalne, bez żadnych zahamowań. Kobiety i dzieci zostały zabite w Waco i Ruby Ridge. McVeigh zainteresował się również teoriami spiskowymi. Zdeterminowany, aby samemu się przekonać, McVeigh kilkakrotnie odwiedzał miejsca, o których mówiło się, że kryją rządowe tajemnice. Raz nawet włamał się do Strefy 51, działki w Nowym Meksyku, gdzie według teorii spiskowych rząd ukrywa dowody na istnienie obcych.
Podczas pobytu w Arizonie McVeigh znalazł mentora w osobie Waltera „Maca” McCarty’ego, 72-letniego byłego żołnierza piechoty morskiej, który podzielał jego poglądy polityczne. McVeigh szukał starszego człowieka do rozmów o Waco, Randym Weaverze, rządzie federalnym i Drugiej Poprawce, według Washington Post. „Wywnioskowałem, że wyznawał prawicową, survivalową, paramilitarną filozofię”, McCarty powiedział Postowi. „Odniosłem też wrażenie, że szukał sensu i akceptacji.”
Potężna osobista paranoja zaczęła ogarniać zamachowca. Był znaną postacią na pokazach broni, a przy jednej okazji rozmawiał z człowiekiem, o którym wiedział, że jest tajnym agentem rządowym. Kiedy jesienią 1994 roku Kongres uchwalił zakaz posiadania broni palnej, McVeigh nabrał przekonania, że szykują się kolejne naloty w stylu Waco – i że on sam jest prawdopodobnym celem ataku.
W odpowiedzi McVeigh zaczął gromadzić zapasy broni i zapasów w małym domu w Kingman w Arizonie, gdzie się osiedlił. Mentalność oblężenia zaniepokoiła jego sąsiada Fortiera. Jednak dyskomfort, z jakim jego przyjaciele patrzyli na paranoiczne przygotowania McVeigha, był niczym w porównaniu z szokiem, jaki przeżyli, gdy późną jesienią 1994 roku poinformował ich, że przechodzi do „fazy działania” w swoim konflikcie z rządem federalnym.
Okoliczności przygotowań do zamachu bombowego są sporne. Wiadomo, że McVeigh poinformował Nicholsa i Fortiera o swoich zamiarach i przekonał tych pierwszych, aby pomogli mu w zakupie niezbędnych materiałów i przygotowaniu bomby. McVeigh konsekwentnie twierdzi, że nikt inny nie był w to zamieszany; Nichols milczał, gdy oferowano mu szansę na złagodzenie kary poprzez wydanie innych spiskowców.
Jakakakakolwiek byłaby prawda o większym spisku, jasne jest, że McVeigh był główną postacią w zamachu bombowym i że dobrze przemyślał plan. Choć jego zaprzeczenie, jakoby wiedział, że w budynku Murrah znajduje się świetlica, jest wiarygodne, McVeigh miał wiele miesięcy, by zastanowić się nad liczbą niewinnych ludzi, którzy zginęliby w wybuchu. Kierowany w równym stopniu osobistą desperacją i postrzeganą sprawiedliwością, postąpił tak czy inaczej.
Czekając na śmierć
McVeigh myślał, że jego straszny czyn posłuży jako wezwanie do broni dla Amerykanów o podobnej polityce. Nie mógł się bardziej mylić: większość grup ekstremistów i milicji przyłączyła się do chóru potępienia płynącego z reszty Ameryki po zamachu. Zamach bombowy w Oklahoma City miał uczynić z niego męczennika prawicowego odłamu. Zamiast tego zyskał tytuł „najbardziej znienawidzonego człowieka w Ameryce”
W ciągu ostatnich lat McVeigh udzielił tylko kilku publicznych wywiadów i wypowiedzi, nie licząc długich rozmów z Michelem i Herbeckiem. Jeden z komentarzy jest szczególnie interesujący w świetle obecnych okoliczności.
„Co robimy z karą śmierci? Wygląda na to, że (agencje rządowe) cały czas używają przemocy jako opcji” – powiedział zamachowiec w wywiadzie dla 60 Minutes w zeszłym roku. Te ostatnie uwagi mogą tłumaczyć zarówno decyzję McVeigha o wycofaniu apelacji, jak i jego prośbę – szybko odrzuconą przez władze – o transmisję jego egzekucji w telewizji dla amerykańskiego społeczeństwa.
Po wyznaczeniu daty egzekucji wielu komentatorów ostrzegało, że McVeigh może być wciąż za swoim długo oczekiwanym męczeństwem. Jako pierwszy więzień federalny, na którym wykonano wyrok śmierci od 33 lat, McVeigh z pewnością zwrócił uwagę mediów na karę śmierci.
Jakiekolwiek byłyby jego aspiracje do męczeństwa, McVeigh wydaje się być pogodzony z egzekucją i podobno metodycznie przygotowuje się do niej. „Rozumie procedury, rozumie decyzje, które musi podjąć” – mówi adwokat Nathan Chambers. Według Michela i Herbecka, McVeigh wybrał już swoje ostatnie słowa, wiersz Williama Ernesta Henleya.
„Under the bludgeonings of chance
My head is bloody, but unbowed.
Za tym miejscem gniewu i łez
Leży tylko groza cienia,
Ale groźba lat
Odnajduje, i odnajdzie mnie, nie lękając się.
Nieważne, jak prosta jest brama,
Jak bardzo naładowane karami zwoje,
Jestem panem mego losu:
Jestem kapitanem mej duszy.” Wyślij e-mail do przyjaciela