Poza jego nazwiskiem, istnieje powód, dla którego większość tego, co widzisz na stronie Michaela, jest związana z The Golden Mean. Oto jego historia…
Grudzień 3, 2019
To było w niedzielę w lipcu kilka lat temu, że w końcu doszedłem do realizacji – samoadmisji – że nadużywałem narkotyków i alkoholu przez kilka lat. To nie było tak, że miałem fizyczne uzależnienie od jakiejś jednej rzeczy; po prostu rzucałem to wszystko razem. Opioidy, benzoes, trawka, gorzała, cokolwiek. Byłem wtedy świadomy, że każdego ranka może się zdarzyć, że się nie obudzę. Nie obchodziło mnie to.
Codzienne łykanie pigułek było czymś, co racjonalizowałem przez około pięć lat. Historia, którą sobie opowiadałem, była naładowana typowymi komunałami („dobrze funkcjonujący, uwielbiający się bawić, nie uzależniony…”). Ale głębsza prawda była taka, że byłem w niewoli nadmiaru. Jeśli brzmi to ponuro, wybiegnij w przyszłość o jakieś sześć miesięcy – kiedy opadło prawdziwe dno.
Kiedy leżałem sparaliżowany w zaciemnionej sypialni, zrozumiałem wreszcie, jak wyniszczającą chorobą dla wielu jest ostra depresja. Czułem się jak więzień i strażnik w tym samym czasie. Całe ciało mnie bolało, chociaż nie doznałem żadnych obrażeń. Po raz pierwszy w życiu musiałem być namawiany do jedzenia.
Jak na ironię, w ciągu tych sześciu miesięcy nie tknąłem żadnej substancji. Zacząłem wędrować po górach Sonoran, nabrałem kondycji i rzuciłem się w wir pracy na nowym stanowisku nauczyciela w ASU. Szczerze myślałem, że wszystko idzie całkiem dobrze.
Ale byłem tam, przyklejony do łóżka w dziennej ciemności, godzina po godzinie, zastanawiając się, jak kiedykolwiek uda mi się sprawić, by ból ustał. Pamiętam, że myślałem, że skakanie przed autobusem nie jest czymś, co mógłbym kiedykolwiek faktycznie zrobić. Ale pamiętam też, że gdyby autobus mógł mnie znaleźć i załatwić sprawę, mój problem zostałby rozwiązany. I to by było na tyle.
Gdzieś pomiędzy tą kaskadą negatywnych myśli, zastanawiałem się, jak to się mogło stać. Zaledwie rok wcześniej obchodziłem wielkie urodziny w wielkim stylu – niesamowity bash pełen miłości i śmiechu z moimi ulubionymi ludźmi na świecie. Teraz nie mogłem nawet zrozumieć, dlaczego oni się tam pojawili. Jak to możliwe, że tak strome zejście nastąpiło tak szybko – pozornie znikąd?
Jak się dowiedziałam, ten trwający kilka miesięcy okres depresji był daleki od przypadkowego. A nadużywanie substancji nie było głównym problemem. Przez lata po cichu gromadził się we mnie splot różnych rzeczy. Wszystko to przejawiało się w chronicznej i pogardliwej samokrytyce – syndromie oszusta. Bycie w tej dziurze było prawdziwą rzeczą napędzającą wszystkie destrukcyjne zachowania.
Moi najdrożsi zeskrobali mnie z płótna i skierowali z powrotem we właściwym kierunku. Byli niesamowici. Ale reszta zależała ode mnie.
Od czasu, gdy stoczyłem się na dno, podjąłem pewne kroki, których można by się spodziewać: terapia, leki, trudne rozmowy z rodziną, a co najważniejsze, po prostu codziennie wstawałem i próbowałem.
Droga powrotna jest nierówna. Ale na tej drodze odkryłem zasadę przewodnią, która okazała się zbawienna. Po jej zdefiniowaniu wyjaśnię dlaczego i jak.
Złoty środek nie był dla mnie nową koncepcją. W rzeczywistości, jakiś czas temu uczyniłem z niego tytuł mojego podcastu. Motyw podróżowania „środkową ścieżką” wydawał się idealną metaforą dla zdroworozsądkowych rozmów, którymi chciałem się podzielić. Symbolizował on również wartości pragmatyzmu i kompromisu, które legły u podstaw napisanej przeze mnie książki o naprawie naszego wadliwego amerykańskiego rządu.
Mimo że złoty środek jest zasadą filozoficzną, jego korzenie sięgają matematyki. Unikalna liczba znana jako „Phi” – 1,618 – reprezentuje „złotą proporcję”, którą można znaleźć w sztuce, teologii, kosmologii, naturze, architekturze, a nawet na rynkach finansowych.
Phi uzyskuje się dzieląc linię w taki sposób, że dłuższy odcinek podzielony przez krótszy jest równy pełnej długości linii podzielonej przez dłuższy. Jeśli opis słowny brzmi nieco myląco, oto jak wygląda Phi, gdy zostanie geometrycznie zredukowane kilka razy do tak zwanych Złotych Prostokątów.
Złota Proporcja przez wieki nosiła wiele nazw: The Divine Proportion, The Golden Section, Medial Section i Golden Cut. Jego wizualna reprezentacja pojawia się raz po raz w otaczającym nas świecie, od architektury Wielkich Piramid, poprzez obrazy Leonarda da Vinci, aż po Sekwencję Fibonacciego, którą widzimy w naturze i galaktykach.
W pewnym momencie wielcy myśliciele zaczęli przekształcać matematyczny Złoty Środek w filozoficzny. Jego definicja różniła się nieco w zależności od dyscypliny, ale istota była zawsze taka sama: Trzymaj się z dala od skrajności. Znajdź środkową ścieżkę. Z umiaru rodzą się cnoty. Prawda. Piękno. Równowaga.
W buddyzmie była ona znana jako Droga Środka. Konfucjaniści nazywali ją Doktryną Środka. Ale około 350 r. p.n.e. Grecy – najbardziej znany Arystoteles – podnieśli Złoty Środek do rangi współczesnego pojęcia, o którym mówimy dzisiaj. Złoty Środek był tak istotny dla greckiej filozofii, że wyryto go na świątyni Apollina w Delfach: μηδὲν ἄγαν μηδὲν ἄγαν – „nic w nadmiarze.”
To słowo – „nadmiar” – opisuje stan, w którym funkcjonowałem zbyt długo. Bez względu na to, co było moim celem, jeśli do niego dążyłem, skupiałem się wyłącznie na wyniku. Im szybciej, tym lepiej.
Oczywiście, podążanie za tym, czego chcesz w życiu, nie jest samo w sobie wadą. Nie jest też ostrą konkurencją. Ale powody napędzające intensywność podejścia mają znaczenie – a moje były zacofane.
Jak się okazało, próbowałem wypełnić dość dużą pustkę. Mój nadmierny samokrytycyzm pochodził z ciemnego, wewnętrznego miejsca – i to napędzało wiele moich ekstremalnych zachowań na zewnątrz. Wszystko, co chciałem zrobić, to udowodnić sobie. Ciągle na nowo. Sobie i wszystkim innym. Ale nawet kiedy osiągnąłem „sukces” – nigdy nie wypełniło to tego pustego pudełka. Było to również cholernie wyczerpujące.
Ludzie, którzy wiedzą, jak to jest czuć się ciągle uszkodzonym w jakiś sposób, wiedzą również, że staje się to błędnym kołem. Buduje się i buduje, aż do momentu, gdy wąskie gardło nie jest w stanie pomieścić więcej.
Gotówka do gotowania pod ciśnieniem została rozbita wewnątrz mojej głowy, i to doprowadziło do prawdziwych wad. Wszyscy je mamy. Mój stał się wirusowy.
Nie tylko narkotyki i alkohol. Każda powierzchowna aktywność, która sprawiała, że czułem się dobrze. Powiedziałbym, że najlepszym tego przykładem był sposób, w jaki rzucałem kostkami w kasynie. Wiele godzin spędziłem przy stole bez graczy o 3 nad ranem – tylko po to, by rzuty przychodziły szybciej. Chciałem więcej. Patrząc z perspektywy czasu, było to dość głupie wykorzystanie czasu.
Moje ekstremalne podejście przelewa się również do związków. Kiedy spadasz zbyt mocno i zbyt szybko – a potem trzymasz pedał do podłogi – nikt nie ma miejsca, aby wyjść na powietrze. Nie obchodziło mnie to. Po prostu chciałem więcej.
Niewiele wiedziałem, kiedy osiągnąłem to dno, że ostatecznie posłuży mi ono jako trampolina.
Drogi przyjaciel, który był kluczowy w pomaganiu mi przetrwać głębię tej spirali w dół, lubi powtarzać: „Twoje mocne strony są twoimi słabymi stronami”. To rezonuje ze mną poza opisem.
Kocham ludzi głęboko i również głęboko dbam o rzeczy na tym świecie, które uważam za okrutne lub niesprawiedliwe. I moim sposobem działania jest aktywne podejście do tego wszystkiego. To jest ta dobra część. Ale kiedy to robię, jeśli nie próbuję zrównoważyć pasji serca z praktycznym umysłem, nigdy nie dotrę do miejsca, w którym naprawdę chcę się znaleźć.
Miejsce, w którym teraz żyję, ma niewiele wspólnego z wygraną, statusem, profilem czy jakimkolwiek z tych ulotnych rzeczy, które nie mają większego znaczenia pod koniec dnia. Teraz, najlepiej jak potrafię, podróżuję wzdłuż tej środkowej ścieżki, łącząc się z ludźmi i pozostając w chwili obecnej. Jest to cel tak stary jak sama ludzkość. Jednak bez świadomości, nigdy nie można w nim naprawdę być.
Większość czasu, dowiadując się, jak istnieć w tym świecie nie jest tak naprawdę skomplikowana. Tak często to my to komplikujemy. Ja tak robiłem przez długi czas. Nadmiernie.
Złoty Środek nie wymaga odsunięcia na bok osobistej pasji, ani nie zabrania dreszczyku emocji i świętowania miłości i osiągnięć. Lub nawet frywolne przyjemności, z umiarem. Wszystko, co robi, to przypomina, aby nie dać się opanować lub utopić przez cokolwiek z tego – przez cokolwiek w skrajności. Dobry lub zły.
Wszystko to nie jest powiedzieć, że to zawsze jest łatwe do jazdy Mean. Jak każde wartościowe przedsięwzięcie, jest to praktyka. Ale nawet kiedy zauważam, że ciągnie mnie w stronę skrajności, lub czuję wstrząs ciemności, zwracam na to uwagę, pozwalam sobie na uwolnienie się z haczyka, a następnie znajduję drogę powrotną do centrum.
To jest miejsce, w którym najbardziej czuję swoje mocne strony. Ja jest dokąd mogę uznawać pełną miarę mój talenty i wybierać najwięcej godnych wysiłki kierować one w. Gdy mam ten nastawienie na, no jestem mylącym wcale o dlaczego te zadziwiający ludzie utrzymują hangin' wokoło mój życia – nie ważne co. Za to, i za nich, jestem im bardzo wdzięczna.
Podzielenie się tą historią może zabrzmieć trochę jakbym głosił Złoty Środek. Ale ja nie jestem typem kaznodziei. Jeśli jakaś część mojego doświadczenia będzie współbrzmieć z jedną osobą cierpiącą z powodu bólu, oczywiście będzie to wspaniałe.
To, co naprawdę robię, to rozmowa z samym sobą – utrzymywanie tej filozofii przewodniej z przodu i w centrum. Bo to dało mi ukojenie. Uwolniło mnie.