Politolog z Princeton Jan-Werner Müller proponuje jeszcze jedną cechę: „Oprócz tego, że populiści są antyelitarni, są zawsze antypluralistyczni” – przekonuje w wydanej w 2016 r. książce What Is Populism? (University of Pennsylvania Press). „Populiści twierdzą, że oni, i tylko oni, reprezentują lud”. W tym sformułowaniu kluczem do zrozumienia populizmu jest to, że „lud” nie obejmuje wszystkich ludzi. Wyklucza on „wrogów ludu”, którzy mogą być określeni na różne sposoby: obcokrajowcy, prasa, mniejszości, finansiści, „1 procent” lub inni postrzegani jako nie będący „nami”
Donald Trump swobodnie wyraził tę koncepcję podczas ubiegania się o urząd prezydenta, deklarując: „Jedyną ważną rzeczą jest zjednoczenie ludzi, bo inni ludzie nic nie znaczą”. Podczas kampanii Brexitu Nigel Farage, ówczesny lider Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa, przepowiedział „zwycięstwo prawdziwych ludzi”. Najwyraźniej ci, którzy głosowali przeciwko Brexitowi, nie tylko przegrali; oni nie byli prawdziwymi ludźmi na samym początku.
Nie każde sformułowanie populizmu wygląda w ten sposób. Historyk Walter Nugent, na przykład, argumentował w The Tolerant Populists z 1963 roku, że historyczna amerykańska Partia Populistyczna nie była bardziej antypluralistyczna niż jej przeciwnicy. W książce Populism’s Power, wydanej w tym samym roku co książka Müllera, politolog z Wellesley Laura Grattan zaproponowała definicję populizmu, w której jest miejsce dla pluralistycznych, inkluzywnych ruchów. Ale to właśnie berlińsko-müllerowska marka populizmu jest obecnie obecna w Ankarze, Budapeszcie i Waszyngtonie, zagrażając wolności jednostki, wolnym rynkom, rządom prawa, konstytucjonalizmowi, wolnej prasie i liberalnej demokracji.
Polityki promowane przez te rządy różnią się, ale odrzucają dwie powiązane ze sobą idee. Jedną z nich jest pluralizm, idea, że ludzie są zróżnicowani, mają różne interesy i wartości, które muszą być negocjowane w demokratycznych procesach politycznych. Drugą jest liberalizm – nie w wąskim amerykańskim rozumieniu politycznej centrolewicy, ale szersze przekonanie, że jednostki mają prawa, a władza państwa powinna być ograniczona, by te prawa chronić.
Populiści mogą być „lewicowi”, ale nie muszą kierować się marksistowskimi ideami konfliktu klasowego czy centralnego planowania. Mogą być „prawicowi”, ale wyraźnie różnią się od staroszkolnych reakcjonistów, którzy tęsknią za utraconym światem uporządkowanych hierarchii; jeśli w ogóle, to mają tendencję do rozpuszczania staromodnych klas i porządków społecznych w niezróżnicowaną masę Ludu. Mogą też całkowicie odrzucić spektrum lewica/prawica. Jak ujęła to w 2015 roku liderka francuskich populistów Marine Le Pen, „Teraz podział nie jest między lewicą a prawicą, ale między globalistami a patriotami.”
Populiści często wierzą, że prawdziwa wola autentycznego ludu skupia się w jednym przywódcy. Hugo Chávez, zmarły populistyczny prezydent Wenezueli, ujął to dosadnie: „Chávez to już nie ja! Chávez to naród! Chávez – my jesteśmy milionami. Ty też jesteś Chávezem! Wenezuelska kobieto, ty też jesteś Chávezem! Młody Wenezuelczyku, jesteś Chávezem! Dziecko wenezuelskie, ty jesteś Chavez! Wenezuelski żołnierzu, jesteś Chávezem! Rybaku, rolniku, chłopie, kupcu! Bo Chávez to nie ja. Chávez to naród!” Przywódca Turcji, Recep Tayyip Erdoğan, odpowiedział kiedyś na samotny głos opozycji grzmiąc: „My jesteśmy ludem! Kim wy jesteście?”. I jeszcze mniej dramatyczna deklaracja Donalda Trumpa: „Jestem waszym głosem!”
Populiści mogą dążyć do władzy demokratycznymi środkami, ale to nie czyni ich liberałami. Często prowadzą kampanię przeciwko ograniczeniom władzy ludu, zwłaszcza niezależnemu sądownictwu i innym mechanizmom kontroli władzy wykonawczej. Populiści mogą być socjalistami lub nacjonalistami, mogą być „pro-biznesowi” (kapitaliści kolesiowscy) lub „pro-pracowniczy” (związkowcy kolesiowscy), ale łączy ich idea, że społeczeństwo musi być poddane jakiejś kontroli, sprawowanej przez przywódcę lub partię, która reprezentuje prawdziwy lud i walczy z jego wrogami.
Dzieci Carla Schmitta
Antagonizm jest więc podstawą mentalności populistycznej. Centralnym teoretykiem antagonizmu był Carl Schmitt, niemiecki filozof epoki nazizmu – nazywany czasem „koronowanym prawnikiem Trzeciej Rzeszy” – który wywarł silny wpływ zarówno na twardą lewicę, jak i na twardą prawicę.
W Pojęciu polityki (1932), bezlitosnej krytyce klasycznego liberalizmu i demokracji konstytucyjnej, Schmitt starał się zastąpić ideał dobrowolnej współpracy ideą konfliktu. Szczególnym rozróżnieniem politycznym, do którego można sprowadzić działania i motywy polityczne – pisał Schmitt – jest rozróżnienie między przyjacielem a wrogiem. Do współczesnych teoretyków, którzy podjęli to pojęcie, należą lewicowa populistka Chantal Mouffe i jej mąż, Ernesto Laclau, autor książki On Populist Reason (2005).
Laclau, którego idee wpłynęły na populistyczne rządy w Grecji i Argentynie oraz populistyczne ruchy opozycyjne w Ameryce Łacińskiej i Europie, stosuje bezpośrednio myśl Schmitta. W istocie idzie on dalej niż Schmitt, traktując wrogość per se jako samą zasadę władzy. Podczas gdy Schmitt, zajadły antysemita, identyfikował Żydów jako odwiecznego wroga, wrogość Laclau może być skierowana przeciwko każdemu.
Dla Laclau ruch populistyczny jest zbiorem niepowiązanych ze sobą „żądań” zagregowanych przez zmanipulowanych przywódców populistycznych. Wszystkie te żądania są różne, ale są zjednoczone w ruchu, który stanowi „lud”. Określenie „wroga ludu” jest kwestią strategiczną, środkiem do zgromadzenia koalicji na tyle potężnej, by mogła zostać zjednoczona pod przywództwem w celu przejęcia władzy państwowej.
Ostatnim i najbardziej toksycznym składnikiem jest „inwestycja afektywna”- czyli zaangażowanie emocjonalne. Laclau twierdzi, że tym, co jednoczy rozbieżne i nieuchwytne żądania, jest uwielbienie lidera i nienawiść do wroga.
Íñigo Errejón, lider lewicowej partii populistycznej Podemos w Hiszpanii i entuzjastyczny obrońca reżimu Wenezueli, buduje swój populizm w oparciu o ideę, że zbiorowości powstają poprzez wskazanie wroga, z którym ludzie muszą walczyć. W jego przypadku tym wrogiem jest „casta, uprzywilejowani”. Na pytanie, kim są casta, Errejón odpowiedział: „Mobilizująca siła tego terminu bierze się właśnie z jego braku definicji. To tak, jakby zapytać: Kto to jest oligarchia? Kim jest lud? Są one statystycznie niedefiniowalne. Myślę, że są to bieguny o największej zdolności performatywnej.”
Mouffe opisał wybór celu jako kluczowy dla budowania „rodzaju ludzi, których chcemy budować”. Identyfikując wroga, konstruuje się naród.
It’s Not the Economy, Stupid
Starym standardowym wyjaśnieniem populizmu jest to, że jest on przewidywalną reakcją na ucisk ekonomiczny. Tak więc socjalistyczny pundit John Judis argumentuje w wydanej w 2016 roku książce The Populist Explosion: How the Great Recession Transformed American and European Politics, że populizm wzrósł w odpowiedzi na „wypaczoną dystrybucję miejsc pracy i dochodów, którą neoliberalna ekonomia stworzyła w ciągu poprzednich dekad.”
Jednakże populiści zyskali na popularności lub doszli do władzy w krajach o bardzo odmiennych warunkach gospodarczych, w tym niektórych o niskim bezrobociu i stosunkowo wysokim wzroście gospodarczym. Wzrost populizmu nie jest też kwestią wieku – starsi ludzie popierają prawicowo-nacjonalistycznych populistów, a młodsi liberalny kosmopolityzm: Mnóstwo młodych ludzi głosowało na populistyczne partie i kandydatów. Głosy populistów nie są też solidnie wyjaśniane przez poziom dochodów.
Brytyjscy politolodzy Roger Eatwell i Matthew Goodwin wskazują w swojej książce z 2018 roku National Populism: The Revolt Against Liberal Democracy (Pelican), że wspólnym motorem w „narodowym populizmie” nie są spadające płace, ale „względna deprywacja – poczucie, że szersza grupa, czy to biali Amerykanie, czy rodowici Brytyjczycy, jest pozostawiona w tyle w stosunku do innych w społeczeństwie, podczas gdy kulturowo liberalni politycy, media i celebryci poświęcają znacznie więcej uwagi i statusu imigrantom, mniejszościom etnicznym i innym nowym przybyszom.” Gwałtowna zmiana statusu grup, zwłaszcza poprzez imigrację, powoduje, że wiele osób doświadcza względnej mobilności w dół i czuje, że status ich grupy jest zagrożony. Kiedy Wielka Brytania głosowała za wystąpieniem z Unii Europejskiej, jak piszą Eatwell i Goodwin, dane z sondaży pokazały, że Remainersi „bez końca mówili o zagrożeniach ekonomicznych, podczas gdy Leavers byli głównie zaniepokojeni postrzeganymi zagrożeniami dla ich tożsamości i grup narodowych.” (Brexit to oczywiście złożona kwestia, a niektórzy klasyczni liberałowie poparli go, ponieważ obawiali się nieobliczalnej biurokracji UE. Ale ruch na rzecz Brexitu był napędzany o wiele bardziej przez populistyczne obawy niż przez te liberalne.)
W USA, czynnikiem decydującym o zwycięstwie Trumpa było szacunkowo 9 procent wyborców, którzy oddali głosy na Obamę w 2012 roku, a następnie przeszli na Trumpa, zgodnie z danymi sondażowymi przeanalizowanymi przez politologa z George Washington University, Johna Sidesa. Wśród białych wyborców Obamy, którzy nie ukończyli college’u, odsetek tych, którzy później zagłosowali na Trumpa wyniósł aż 22 procent. Jak sugeruje poparcie dla Obamy w przeszłości, ich głosów na Trumpa nie da się sprowadzić do prostej historii o rasowym odreagowaniu. Nie była to również prosta kwestia ekonomiczna: W przeważającej części, dochody i standardy życia tych wyborców są wyższe niż ich rodziców.
Ale wspólną motywacją ich poparcia dla Trumpa wydaje się być niepewność co do ich statusu społecznego. Sondaż Brookings Institution z 2016 r. wykazał, że 66 proc. amerykańskich białych, którzy nie uczą się w szkołach wyższych, „zgadza się, że dyskryminacja białych jest dziś tak samo dużym problemem jak dyskryminacja czarnych i innych mniejszości.” Lęk o status – w tym przypadku percepcja odwrócenia status quo – wydaje się być głównym czynnikiem, z pewnością znacznie większym niż ideologiczny rasizm. Jak dowodziła politolog Karen Stenner w oparciu o obszerne dane w swojej książce „The Authoritarian Dynamic” z 2005 roku, zagrożenia dla „warunków zbiorowych, a nie indywidualnych” wyzwalają autorytarną „grupowość”, czyli populizm.
Tutaj klasyczni liberałowie muszą się poważnie zastanowić. Podstawowym argumentem na rzecz wolnych rynków jest to, że kiedy dochody ludzi rosną w różnym tempie, ważne jest to, że rosną wszystkie. Nawet większość lewicowych egalitarystów akceptuje pewne nierówności, o ile są one konieczne, by biedni stali się mniej biedni. Filozof John Rawls argumentował na przykład w Teorii sprawiedliwości, że nierówności mogą być sprawiedliwe, jeśli przynoszą „największą korzyść najmniej uprzywilejowanym”, ponieważ wtedy nawet najmniej zamożni nie mogliby narzekać. Ludzi interesuje jednak coś więcej niż to, jak dobrze im się powodzi w porównaniu z tym, jak dobrze im się powodziło w przeszłości. Troszczą się również o to, jak dobrze im się powodzi w porównaniu z innymi. Troszczą się o hierarchie i status społeczny.
Relatywny status to coś zupełnie innego niż absolutny dobrobyt. Libertarianie przez wiele lat świętowali wzrost statusu kobiet, mniejszości rasowych, imigrantów, otwartych homoseksualistów i innych osób, które przez bardzo długi czas cierpiały z powodu niskiego statusu społecznego. Cóż, jeśli chodzi o względny status społeczny, to jeśli jedni się podnieśli, inni musieli upaść. A kto postrzegał siebie jako spadających? Biali mężczyźni bez wyższego wykształcenia.
To nie tylko jednorazowi outsiderzy podnoszą swój status społeczny. Jak pisze Charles Murray w swojej książce Coming Apart z 2012 roku: The State of White America, 1960-2010, spadek naszego wspólnego nacisku na pewne tradycyjne cnoty – ciężką pracę, małżeństwo i tym podobne – otworzył przepaść między elitami z wyższym wykształceniem a nie-elitami z wyższym wykształceniem. Uraza odczuwana przez jedną stronę przepaści jest, niestety, często dopasowana do arogancji i protekcjonalności okazywanej przez drugą stronę, co tylko uwydatnia urazę.
Podobne podziały mają miejsce również w innych krajach i wydają się być głównym motorem populistycznych nastrojów. Sondaże Pew Research Center przeprowadzone w 2017 roku w 15 krajach zidentyfikowały etnocentryzm i postrzeganie narodowego upadku jako charakterystyczne dla populistycznych wyborców. W Niemczech, na przykład, 44 procent zwolenników populistycznej partii Alternatywa dla Niemiec (AfD) twierdzi, że życie jest gorsze niż 50 lat temu dla ludzi takich jak oni, w porównaniu z zaledwie 16 procentami innych Niemców. Choć dane różnią się w zależności od kraju i, jak zauważył Berlin w 1967 roku, żaden jeden czynnik nie jest w stanie wyjaśnić wszystkich ruchów populistycznych, takie obawy przed upadkiem narodu i statusem grupy są powszechne, zwłaszcza w Europie i USA. Najważniejszym czynnikiem w Europie i USA wydaje się być imigracja i to, co Eatwell i Goodwin w książce National Populism nazywają „hiper-etniczną zmianą” – czyli gwałtowną zmianą w mieszance etnicznej społeczeństwa, z wieloma grupami etnicznymi dołączającymi do porządku społecznego. (Niektórzy Amerykanie doświadczyli poczucia dyslokacji i zagrożenia dla swojego miejsca w społeczeństwie, gdy zobaczyli, że ich stary sklep Piggly Wiggly został zastąpiony przez mercado z meksykańskimi flagami. To nie doświadczenie pluralizmu etnicznego wydaje się być problemem, ale strach, że inne grupy etniczne w końcu ich wyprą.)
Odsetek mieszkańców USA, którzy byli urodzeni za granicą, osiągnął 13,7 procent w 2017 roku, najwyższy odsetek od 1910 roku, kiedy wynosił 14,7 procent. Ponadto, od czasu ustawy o imigracji i naturalizacji z 1965 roku, która zniosła kwoty narodowe i sprzyjała łączeniu rodzin, wyższy odsetek imigrantów pochodzi z Azji, Afryki, Ameryki Środkowej i Bliskiego Wschodu, uwypuklając różnice etniczne z rodzimą populacją.
Alternatywa dla Niemiec, która rozpoczęła działalność jako ruch przeciwko euro i przekształciła się w populistyczną partię antyimigrancką, przyciąga coraz większe poparcie mniej wykształconych wyborców z byłych landów Niemiec Wschodnich. Wyborcy ci postrzegają swój status jako obniżony w ostatnich dekadach i obawiają się imigracji znacznie bardziej niż wyborcy lepiej wykształceni i ci z zachodniej części kraju, która doświadczyła znacznie większej imigracji. W rzeczywistości AfD cieszyła się największym poparciem w tych regionach na wschodzie kraju, które odnotowały najmniejszy przyrost ludności spowodowany migracją; ludzie w tych miejscach czują się pozostawieni sami sobie i obwiniają imigrantów, których częściej widują w telewizji niż w swoich dzielnicach.
Podobne analizy można zastosować w Wielkiej Brytanii, Francji, Szwecji i innych demokracjach, w których nastąpił gwałtowny wzrost populizmu.
Hyper zmiany etniczne są dla wielu ludzi głęboko niepokojące i przyczyniają się do populistycznych reakcji politycznych. Można odrzucić takie reakcje jako irracjonalne lub małostkowe, ale wielu ludzi mimo to je odczuwa. Co więcej, wielu ludzi nie jest zadowolonych z poprawy swoich warunków, jeśli postrzegają innych – zwłaszcza tych z zewnątrz – jako tych, którym powodzi się jeszcze lepiej. Zazdrość i uraza od dawna napędzają ruchy antylibertariańskie i wygląda na to, że powróciły w wielkim stylu. Problem zaostrza się wraz z rosnącą liczbą transferów i świadczeń socjalnych, które – jak się uważa – są wykorzystywane przez osoby z zewnątrz lub stanowią dla nich zagrożenie.
Obawiam się, że być może wkraczamy w erę autorytarnej „grupowości”, a konsekwencje tego będą straszne dla wolności i dobrobytu. Nie chcę się zbytnio czepiać, ale dzisiejszy wzrost skrajnie prawicowych i skrajnie lewicowych autorytarnych ruchów populistycznych przypomina trochę Europę lat 30. ubiegłego wieku.
Reakcja libertarian
Aby stawić czoła takim populistycznym ideom, musimy zacząć od ich zrozumienia. Jeśli obawy związane z tendencjami imigracyjnymi napędzają większe obawy przed liberalno-demokratycznym kapitalizmem, jedną z odpowiedzi jest zapewnienie, że procedury imigracyjne będą (trafnie) postrzegane jako uporządkowane, a nie inwazyjne. Postawy zarówno wobec syryjskich uchodźców uciekających przed katastrofalną wojną, jak i wobec obecnej sytuacji na południowej granicy Stanów Zjednoczonych zostały prawdopodobnie ukształtowane na gorsze przez niepowodzenie w tworzeniu bardziej systematycznych i uporządkowanych rozwiązań, wiążących się na przykład z prawem do legalnej pracy.
Powodem, dla którego tak wielu ludzi decyduje się na nielegalne i ryzykowne przekraczanie granicy Stanów Zjednoczonych, jest fakt, że niezwykle trudno jest uzyskać wizę w amerykańskim konsulacie i podróżować autobusem lub samochodem przez legalny port wjazdowy. Ci, którzy wjeżdżają bez pozwolenia lub przedłużają wizę, są mniej skłonni do powrotu do domu, co było wcześniej powszechne, kiedy nie mają pewności, że będą mogli wrócić do pracy w przyszłości. Funkcjonujący i skuteczny program dla pracowników-gości – taki, który pozwala ludziom łatwo podjąć tymczasową pracę w Stanach Zjednoczonych, a następnie wrócić do domu, do swoich rodzin, z bogactwem, które słusznie zdobyli – mógłby pomóc uspokoić obawy obywateli amerykańskich, którzy wzdragają się na myśl o tym, że tłumy obcokrajowców przedzierają się przez granicę.
Czy libertarianie, z których większość pozostaje poza salami władzy, gdzie ustala się politykę imigracyjną, mogą coś zrobić?
Jednym z pomysłów jest odrzucenie idei, że handel jest grą o sumie zerowej. Twoja korzyść nie musi odbywać się moim kosztem. To, co jest dobre dla Niemiec, może być dobre dla Francji, jeśli Niemcy i Francuzi handlują towarami i usługami, a nie kulami i bombami. Imigranci, którzy przyjeżdżają do pracy, wzbogacają ludzi, wśród których pracują. Gry o sumie ujemnej mogą zostać przekształcone w gry o sumie dodatniej poprzez ustanowienie właściwych instytucji: własności, kontraktów i dobrowolnego handlu. Handel poprawił dobrobyt Amerykanów, Niemców, Kenijczyków, wszystkich.
Libertarianie muszą również przyjrzeć się naszej własnej retoryce. Próba podzielenia ludzkości na podatników i podatkożerców, tak jakby w nowoczesnym społeczeństwie istniał jakiś prosty sposób na wyraźne i jednoznaczne rozróżnienie tych dwóch grup, jest pożywką dla populistycznej nienawiści i gniewu. Ze wszech miar należy ciąć dotacje, ale demonizowanie ich odbiorców jako wrogów ludu, jako zwykłych pasożytów, przyczynia się do tworzenia klimatu niechęci, nienawiści, zemsty i konfliktów, który podważa ramy pokojowej, dobrowolnej współpracy, na której opiera się wolność.
Myślenie o świecie w kategoriach przyjaciele kontra wrogowie kieruje energię w stronę kolektywizmu i demagogii. Aby powstrzymać autorytarny populizm, ważne jest, by nie promować mentalności wrogości, która go umożliwia.