Jeden miesiąc i 18 dni, odkąd moja podróż z rakiem jąder rozpoczęła się w październiku 2016 roku, pierwszy dzień chemioterapii w końcu nadszedł. Podczas gdy większość ludzi obawia się chemioterapii, ja byłem dziwnie podekscytowany – częściowo dlatego, że oznaczało to, iż koniec był w zasięgu wzroku, a także dlatego, że dziwnie fascynują mnie nowe doświadczenia.
Pierwszą rzeczą, jaką musiałem zrobić, było znieczulenie mojego portu kremem, który dał mi onkolog. Jeśli nie jesteś zaznajomiony z pojęciem portu, jest to urządzenie medyczne, które zostało wszczepione w moją klatkę piersiową. Cienka membrana na otworze pozwala na podawanie leków chemioterapeutycznych lub pobieranie krwi. Cewnik biegnie od otworu portu do żyły. Celem posiadania portu jest to, abym nie musiał wbijać sobie igły przez 21 razy, kiedy otrzymuję chemioterapię. Port znajduje się w prawej górnej części klatki piersiowej i przypomina małe zgrubienie. Nie jest on tak bardzo bolesny, ale po prostu uciążliwy. Zasadniczo jest to coś, co zostało chirurgicznie wszczepione i podłączone do mojego serca, aby pomóc mi utrzymać się przy życiu. To prawda – jestem Iron Manem.
Musiałem nałożyć krem na godzinę przed czasem, żeby zdrętwiała mi skóra, zanim przyjadę. Miałem na sobie polo i zapinaną bluzę z kapturem, aby pielęgniarka, która będzie przeprowadzać moje leczenie, mogła łatwo dostać się do portu. No Magic Mike show for the other patients, unfortunately.
We arrived at the office and were directed to my own personal pod with the world’s most comfortable chair. Jedna z pielęgniarek przyszła pobrać krew, aby przeprowadzić badania laboratoryjne poprzez dostęp do mojego portu (i najwyraźniej krem odrętwiający zadziałał, ponieważ nie czułem nic, kiedy mnie ukłuła). Wzięła również moje parametry życiowe, co było dość zwyczajową praktyką dla mnie do tego momentu.
Laboratoria wróciły i były czyste. Nadszedł czas, aby mnie podłączyć.
Przez następne kilka godzin pielęgniarka Jenn (która będzie moją główną pielęgniarką chemioterapii dla wszystkich 21 zabiegów) podawała mi różne koktajle leków. Wśród nich były sterydy, leki przeciw mdłościom, moje trio chemioterapeutyczne: bleomycyna, etopozyd i cisplatyna, a także litr magnezu, aby zrównoważyć tendencję cisplatyny do odwadniania mojego ciała z elektrolitów. (Dla tych z was, którzy nie znają systemu metrycznego, idźcie kupić dwa litry Pepsi. Wypijcie połowę w ciągu godziny. Tyle płynu przepłynęło przez moje żyły. Teraz kup kolejny dwulitrowy litr i wypij całość w ciągu czterech godzin. Tyle płynu było we mnie w sumie.)
Przez to wszystko, rozmawiałem z pielęgniarką Jenn i kilkoma innymi pielęgniarkami. W jakiś sposób koncepcja „zmuszania się do wymiotów, zanim twoje ciało zdecydowało się na to” została podniesiona, co doprowadziło do tego, że podzieliliśmy się historiami z college’u. To świetny sposób na zrobienie pierwszego wrażenia.
Ogółem atmosfera w strefie chemioterapii była spokojna, z mnóstwem brzęczenia maszyn, delikatnym pop rockiem grającym z radia oraz rozmowami między pacjentami i rodzinami.
Miałam okazję porozmawiać z jednym starszym mężczyzną, który przechodził obok. Zapytał, ile zabiegów miałem i podzielił się, że był na swoim drugim przedostatnim. Polecił mi zażycie leków przeciw nudnościom, jak tylko wrócę do domu, ponieważ „to zawsze mi pomagało”. Kilka chwil później rozległ się dzwonek. Oznaczało to, że starsza kobieta zakończyła wszystkie swoje zabiegi. Porozmawiajmy o dwoistości – młody człowiek rozpoczyna swoje leczenie, podczas gdy starsza pani kończy swoje.
Mój onkolog, dr Maurer, wpadł, aby się zameldować, sprawdzić efekty uboczne i porozmawiać o moich badaniach podstawowych (które wszystkie wyglądały dobrze). Powtórzył mojej narzeczonej, Mallory, że tandetne filmy świąteczne Hallmark i Lifetime będą najgorszą rzeczą dla mojego powrotu do zdrowia. Dodałem, że słyszałem, iż filmy świąteczne zrobione przed 1960 rokiem też były złe, a on pamiętał nowe badania potwierdzające to.
Jak wyszedłem z gabinetu onkologicznego, zacząłem odczuwać trzy oddzielne, ale wyraźne objawy. Czułem się bardzo ociężały w nogach, a jednocześnie rozedrgany w górnej części ciała. Wszystko to było podkreślone przez lekkie mdłości. Gdy wróciłem do domu, wziąłem doustne leki przeciw nudnościom. Położyłem się na chwilę w łóżku, aby spróbować odzyskać poczucie normalności. Jeśli to był dopiero początek mdłości i zmęczenia, nie mogłam sobie wyobrazić, jak będę się czuła pod koniec tygodnia, kiedy to dr Maurer przewidywał, że objawy te będą najgorsze. Kiedy dochodziłem do siebie, nie mogłem powstrzymać się od podobieństw między moją sytuacją a sytuacją Camerona z filmu „Dzień wolny Ferrisa Buellera”. Opuściłem pracę jako nauczyciel czwartej klasy w szkole podstawowej i leżałem teraz w łóżku z katatonią.
Dwie godziny po przerwaniu chemioterapii moje mdłości ustąpiły, ale zastąpił je lekki ból głowy. Moja skóra zaczęła się robić sucha, więc nałożyłam balsam. Kiedy zbliżała się pora kolacji, zdałam sobie sprawę, że zapachy zaczęły wywoływać u mnie mdłości. Przyjechała dostawa jedzenia od moich współpracowników, która zawierała pieczone brokuły i kalafior. W normalnych okolicznościach z przyjemnością zjadłabym oba warzywa, ale ich zapach był przytłaczający. Zamiast zjeść je razem z zapiekanym ziti, zdecydowałem się na zupę i Gatorade. Po jedzeniu poczułam się minimalnie lepiej.
Jak wieczór mojego pierwszego dnia chemioterapii zbliżał się ku końcowi, zdałam sobie sprawę z tego, jak moje ciało reaguje na leczenie. Choć godziny spędzone na podłączaniu się do aparatury i pompowaniu niezliczonych substancji w moje żyły były w większości pozbawione wrażeń (chyba, że wymienianie się historiami o piciu alkoholu w college’u z pielęgniarkami nazywasz wkurzającym), wieczór po chemioterapii (i późniejsze objawy) był mniej niż porywający. Ale pod całym tym dyskomfortem, który odczuwałem, kryło się małe poczucie triumfu: byłem o krok bliżej do bycia wolnym od raka.