Kiedy wstąpiłem do Kościoła Katolickiego, jeden z członków rodziny wyraził obawę dotyczącą oddawania czci Bogu poprzez liturgię.
Ten niepokój był dwojaki: Po pierwsze, osoba ta martwiła się, że struktura liturgii jest duszna, powstrzymując ludzi od ofiarowania Bogu prawdziwego i szczerego uwielbienia, które wypływa spontanicznie z serca i umysłu. Po co wypowiadać czyjeś słowa, skoro z pewnością własne są bardziej szczere? Po drugie, uważali, że liturgia katolicka jest dziełem człowieka, wymysłem Kościoła niezadowolonego z prostego przesłania Pisma Świętego lub zamierzającego utrzymać ludzi w poddaństwie poprzez dodawanie obcych, niebiblijnych i zabobonnych praktyk, takich jak powtarzanie odpowiedzi, używanie wody święconej czy dziwne gesty.
Kontynuując naszą serię refleksji nad przywróceniem czci we Mszy Świętej, jest to dobry moment, aby zastanowić się nad tym, czym jest liturgia. Dzieje się tak dlatego, że kolejne części Mszy Świętej, które analizujemy są nazywane „liturgiami” – Liturgia Słowa i Liturgia Sakramentu. Pozostałe części tej serii można znaleźć poniżej:
W kierunku odzyskania miłości do Eucharystii
Czy sposób, w jaki katolicy sprawują kult jest dziwny czy cudowny?
Śpiewaj z miłości do Boga: Augustyna
Wywracanie Imienia Bożego podczas Mszy Świętej
Dwie liturgie stanowią istotę Mszy Świętej i naszego kultu. Są one bliźniaczym działaniem Boga na nas i to właśnie przez nie otrzymujemy Bożą łaskę.
Przezwyciężenie powszechnego błędu
Zanim odpowiemy na krytykę Liturgii i zastanowimy się dlaczego kult katolicki jest liturgiczny, powinniśmy zrozumieć sam termin. Dzisiaj, kiedy mówimy o „liturgii” lub mówimy, że praktykujemy kult „liturgiczny”, oznaczamy pewien styl kultu. „Liturgiczny” kult to kult, który ma określoną strukturę i zestaw stałych modlitw lub części. Choć pomocne w naszym kontekście, nie wyjaśnia, dlaczego starożytni używali „liturgii” do opisania swojego kultu.
Ostatnio i popularnie, podjęto próbę odzyskania pierwotnego znaczenia terminu „liturgia” poprzez wskazanie na jego etymologię. Termin „liturgia” w rzeczywistości łączy w sobie dwa greckie słowa – słowo oznaczające „lud” i słowo oznaczające „pracę”. Doprowadziło to do rozpowszechnionego przekonania, że liturgia jest po prostu „pracą ludu” lub „pracą ludu”.
Jednakże takie rozumienie „liturgii” grozi błędem etymologicznym – błędem, który definiuje termin na podstawie jego korzeni, a nie na podstawie jego użycia. Tak prosty błąd jak ten, nie jest nieszkodliwy. Został on użyty do zatwierdzenia pewnego programu, mianowicie bardziej egalitarnego podejścia do kultu, gdzie wszyscy w równym stopniu są zaangażowani w nabożeństwo. Jeśli Liturgia jest „dziełem ludu”, to lud musi być bardziej zaangażowany, a rozróżnienie między świeckimi a duchownymi powinno ustąpić.
Gdy studiujemy kontekst grecko-rzymski, odkrywamy, że „liturgia” pierwotnie oznaczała coś więcej niż „służbę publiczną” lub „obowiązek publiczny”. W świecie grecko-rzymskim, liturgia była czymś wykonywanym dla dobra ogółu. Innymi słowy, jest to bardziej „praca wykonywana dla ludzi” niż „praca wykonywana przez ludzi”. W kontekście religii, liturgia była kultem ofiarowanym w imieniu publiczności. Kult Boga był sprawowany dla ochrony i pomyślności miasta.
Liturgia oznacza, że kult jest misją
Nazywając dwie części mszy „liturgiami”, pierwsi chrześcijanie nie chcieli zasygnalizować, że ich kult jest egalitarny, ale że jest publicznym aktem służby dla ludzi w społeczeństwie. Chrześcijanie gromadzili się, aby słuchać Słowa Bożego i przyjmować Eucharystię dla zbawienia świata. Nie można zaprzeczyć, że robili to przede wszystkim, aby oddać cześć Bogu i zapewnić zbawienie swoim duszom. Ale to pomaga nam rozpoznać, że kult chrześcijański jest z natury misyjny, ofiarowany dla dobra świata. Nawet dzisiaj często „ofiarujemy Mszę” za innych, którzy są w potrzebie, w nadziei, że w jakimś sensie nasze uwielbienie Boga przyniesie im łaskę.
Misyjny wymiar naszego kultu ilustruje również fakt, że w tradycji zachodniej liturgia nazywana jest „Mszą”. Termin ten nie pochodzi od faktu, że kult jest zgromadzeniem „mas”, jak często domyślają się moi studenci. Pochodzi on raczej od łacińskiego słowa missa lub missio, które oznacza „oddalenie”. W pierwotnych nabożeństwach były dwa rozejścia, jedno na zakończenie Liturgii Słowa, a drugie na zakończenie Mszy Świętej. W ten sposób wyrażenie „Idźcie, jesteście zwolnieni” było wypowiadane dwa razy. Słysząc to łacińskie słowo missa, ludzie często nazywali to nabożeństwo „Mszą”.
Jest tu ładne znaczenie, nawet jeśli nie jest jasne, czy przezwisko to było zamierzone. Określenie nabożeństwa jako czasu, w którym jesteś „zwolniony” lub „rozesłany” wzmacnia przekonanie, że Msza jest dla dobra świata. Msza jest tym, co wyposaża nas i zachęca do wypełniania naszego powołania chrzcielnego, aby być kapłanami, królami i prorokami w świecie. Jest to miejsce, do którego idziemy, aby zostać posłanymi do świata, aby głosić Ewangelię. Tutaj widzimy, jak bezinteresowny jest nasz kult: jest on ofiarowany Bogu ze względu na naszych bliźnich.
Czy Liturgia jest nieszczera?
W naszych czasach liturgia oznacza styl kultu, który ma niezmienną strukturę i zestaw modlitw. Ksiądz nie może przyjść i zadecydować, że najpierw będzie sprawował Eucharystię, albo zastąpi Liturgię Słowa czasem dzielenia się. Natomiast ewangelicki pastor, który nie ma ostatecznego wzorca nabożeństwa, może zmieniać rzeczy według własnego uznania.
Niektórzy, jak członek mojej rodziny, uważają, że ta nieelastyczność i struktura czyni uwielbienie formalnym, sztywnym, a przez to nieautentycznym. Wielkie piękno ewangelickiej służby, jak nam się mówi, polega na tym, że może być ona dostosowana do potrzeb, gustów i sposobu wyrażania się wspólnoty wierzących, co czyni ją bardziej prawdopodobnym prawdziwym wyrazem pobożności ludzi.
Można powiedzieć kilka rzeczy. Po pierwsze, Kościół katolicki w żaden sposób nie zniechęca do osobistej i spontanicznej modlitwy i uwielbienia. Wręcz przeciwnie (zob. Katechizm o modlitwie. Ale w kontekście kultu korporacyjnego, porządek, decorum i spójność są ważne. Paweł ostrzegał: „Bóg nie jest Bogiem zamieszania, lecz pokoju” i dlatego „wszystko należy czynić przyzwoicie i w porządku” (1 Kor 14:33, 40).
Bunt w sercu Wielkich Przebudzeń
Ta szczególna krytyka kultu liturgicznego wywodzi się z Wielkich Przebudzeń w Ameryce i Wielkiej Brytanii w XVIII i XIX wieku. Była to epoka Oświecenia, która zachęcała ludzkość do odrzucenia autorytetów, szczególnie jeśli tymi autorytetami byli księża, biskupi czy papież. Immanuel Kant, wielki filozof oświecenia, słynnie napominał: „Odważ się używać własnego rozumu!”. Myśl samodzielnie, innymi słowy.
Podczas gdy filozofowie oświeceniowi mówili Europejczykom, aby myśleli samodzielnie, kaznodzieje Wielkich Przebudzeń zachęcali Brytyjczyków i Amerykanów, aby wierzyli samodzielnie. Wiara powinna być osobistym spotkaniem z Jezusem w mocy Ducha Świętego, a nie jakimś suchym intelektualnym uznaniem scholastycznych artykułów wiary. Liturgia i tradycyjny kościół były sztywne, skostniałe, nieświeże – myśleli.
Ewangelicy Wielkich Przebudzeń widzieli siebie jako kontynuatorów dzieła Reformacji Protestanckiej XVI wieku poprzez dalsze oczyszczanie kościołów Reformacji z resztek elementów katolickich. Tak więc, tak jak oświeceniowi intelektualiści próbowali zniechęcić społeczeństwo do słuchania księży, tak ewangeliccy kaznodzieje wydawali ostrzeżenia przed klerem. Kaznodzieje tacy jak George Whitfield celowo głosili kazania na polach, a nie w kościołach, i ostrzegali swoich słuchaczy przed duchowieństwem, które według niego często było nienawróconymi fonistami.
Te kaznodzieje Przebudzenia podkreślali „religię serca”, religię, która była głęboko emocjonalna i entuzjastyczna. I rzeczywiście, ludzie byli znani z tego, że odpowiadali okrzykami radości i łzami smutku. Uważali oni, że formalne nabożeństwa oparte na scenariuszu powstrzymują ludzi od prawdziwego spotkania z Duchem Świętym, które powinno prowadzić do spontanicznych wybuchów uczuć i sentymentów. Dlatego modlitwy powinny być „z serca” zwykłego chrześcijanina, a nie przepisywane przez zimnych duchownych. To właśnie w tym kontekście powstała ewangeliczna krytyka liturgii jako nieszczerej i fałszywej formy kultu.
Prostota nie gwarantuje szczerości
Co możemy powiedzieć w odpowiedzi? Nie wynika z tego, że ponieważ kult jest nieokreślony i spontaniczny, jest przez to bardziej autentyczny. Prostota nie jest równoznaczna ze szczerością. Z pewnością ktoś mógłby „przejść przez ruchy” bardziej żywiołowego lub improwizowanego nabożeństwa. Jaka jest rzeczywista różnica między czynieniem znaku krzyża a podniesionymi rękami czy kołysaniem ramionami? Oba są gestami.
Nie tak dawno temu byłem na ewangelickim nabożeństwie w kaplicy i widziałem, że emocjonalne ekspresje i gesty mogą być udawane lub wykonywane z wielką łatwością. Zaobserwowałem, jak jedna z uczestniczek nabożeństwa wchodzi późno, natychmiast podnosi ręce, unosi głowę ku niebu i kołysze się w rytm pieśni pochwalnej. Jednak po otrzymaniu wiadomości tekstowej, opuściła ręce, odpowiedziała na tekst i nadal się kołysała, od czasu do czasu podnosząc jedną rękę i machając nią. A potem wyszła, najwyraźniej po to, by spotkać się z kimkolwiek, kto do niej pisał. Nie wyglądało na to, że jej bardziej emocjonalna ekspresja oznaczała, że była w większym kontakcie z nabożeństwem niż osoba recytująca odpowiedzi podczas mszy. To, co wydaje się mieć znaczenie, to usposobienie czciciela, a nie styl uwielbienia, a prawdziwie pobożne serce może pasjonować się każdą formą uwielbienia.
Przepisane modlitwy nie są z konieczności bezosobowe
Po drugie, przepisane modlitwy nie są z natury bezosobowe. Mogą być głęboko przemieniające, zabiegając o nasze pragnienia i chroniąc nasze uwielbienie przed błędem. Choć może bardziej ogólne i formalne niż modlitwy spontaniczne, modlitwy nakazane są intencjonalne i często mogą wzbudzać w nas aspiracje wykraczające poza te, które odczuwamy w danej chwili. Opierają się one zazwyczaj na fragmentach Pisma Świętego lub wywodzą się z tradycyjnych modlitw z przeszłości Kościoła, co pozwala nam wejść w kontakt z Kościołem, który wykracza poza naszą chwilę. Miło jest wiedzieć, że nasze modlitwy nie są tylko nasze własne, że nie jesteśmy przed Bogiem odosobnieni, ale że stoimy pośród wielkiej chmury świadków, którzy spotkali Boga przed nami i którzy mogą nas nauczyć, jak poprawić nasze oddanie Bogu.
W rzeczywistości, regularnie zdarza się, że wielkie modlitwy historyczne są nie tylko bardziej głębokie i znaczące niż jakakolwiek oderwana od rzeczywistości paplanina, którą mógłbym sformułować, ale często przywołują na myśl pewne myśli lub uczucia, które nie przyszłyby mi do głowy bez nich. W istocie, często nie są to modlitwy, które bym zmówił, ale modlitwy, które muszę zmówić. Uświadamiają mi rzeczy, które okazują się ważne dla mojego uwielbienia Boga.
W tych modlitwach jest też wielka pociecha, ponieważ zostały one niejako „sprawdzone” przez Kościół. To daje nam pewność, że nie modlimy się źle, albo co gorsza, że dajemy sobie fałszywe wyobrażenie o Bogu, naginając Go do naszych uczuć, ale że dostosowujemy nasze uczucia, pragnienia i intencje do natury i woli Boga. Jest to bardzo ważne, jeśli starożytny aksjomat, że sposób, w jaki się modlimy, kształtuje to, w co wierzymy (lex orandi, lex credendi) jest prawdziwy.
Autentyczny kult zadowala Boga, nie nas
Na koniec, i co najważniejsze, z pewnością tym, co czyni kult autentycznym, nie jest zadowolenie czciciela, ale zadowolenie Boga. Prawdziwe uwielbienie adoruje Boga w sposób właściwy, prawdziwy i zgodny z Jego pragnieniami. Nasze uczucia, choć nie bez znaczenia, nie są decydujące.
Problem z nowoczesnym kultem polega na tym, że odwrócił on porządek rzeczy, czyniąc ludzką przyjemność cenniejszą od boskiej chwały. Jak zauważył o. James Jackson, F.S.S.P:
„Współczesny człowiek uległ pokusie dostosowania religii do człowieka, a nie temu, co Kościół zawsze starał się robić: dostosować człowieka do religii.”
Nothing Superfluous: An Explanation of the Symbolism of the Rite of St. Gregory the Great, 5
Dlaczego mielibyśmy myśleć, że zadowolenie naszych serc jest dobrym standardem dla tego, co stanowi prawdziwy kult? Prorok Jeremiasz mówi nam, że ludzkie serce – które jest siedzibą naszych pragnień i emocji – jest „zwodnicze i rozpaczliwie zepsute” (Jeremiasz 17:9).
Niestety, nasze serca muszą być upodobnione do chwały Bożej, aby nauczyły się rozkoszować nie w emocjonalnym porywie, muzycznym czy retorycznym doświadczeniu, ale w chwale Bożej. To jest właśnie powód, dla którego liturgia jest często stateczna. Stałość Liturgii pozwala wiernym skupić się na znaczeniu tego, co jest robione i mówione. O. Jackson ponownie:
„Rzeczywistości Boskie dopiero stopniowo ujawniają swoje pełne znaczenie. Tak więc rozumienie liturgii jest długotrwałym i stopniowym procesem oswajania się z konkretną rzeczywistością. Jest to jeden z wielu powodów, dla których liturgia musi cechować się wielką stabilnością, nie tylko w tekstach, ale także w gestach, szatach liturgicznych, muzyce… Liturgia potrzebuje czasu i ciszy, aby dostarczyć swoich bogactw.”
Nic zbędnego, 3
Jest więc wielka mądrość w posiadaniu przepisanej liturgii. Może ona zapewnić, że będziemy czcić Boga w prawdzie, a nie w modzie, sentymencie czy kaprysie. Może ona dać nam bogactwo, które wyniesie nas poza nasze ciasne umysły i twarde serca. Może otworzyć nas na chwałę, która pochodzi od Boga, a nie od nas. A to prowadzi nas do ostatniego punktu.
Czy katolicka liturgia jest dziełem człowieka?
Zapytaj dobrego katolika, kto jest odpowiedzialny za kult w Kościele, a odpowie, że Chrystus. Również w tym przypadku ludzie nie są na pierwszym miejscu. Jak stwierdził Sobór Watykański II w swoim dokumencie o liturgii:
„Liturgia jest uważana za sprawowanie kapłańskiego urzędu Jezusa Chrystusa” .
Sacrosanctum Concilium, 7
Podczas gdy kapłan ofiaruje Mszę świętą, czyni to in persona Christi. Zgodnie z nauczaniem Kościoła, ofiarowanie Mszy świętej, na najgłębszym poziomie rzeczywistości, jest w rzeczywistości ofiarowaniem siebie samego przez Chrystusa Ojcu. Msza św. jest, innymi słowy, darem Chrystusa dla Kościoła. Jest ona naszym włączeniem w odwieczną relację Syna do Ojca. Jest naszym włączeniem w życie Trójcy Świętej. Mówiąc prościej, Liturgia jest czymś boskim, a nie ludzkim, czymś danym Kościołowi przez Chrystusa, a nie wymyślonym przez duchownych.
Nie znaczy to, że Kościół nie rozwinął swojego zrozumienia i zdolności do tego daru, i w konsekwencji rozszerzył aspekty Liturgii. Jednak główne części Mszy Świętej – czytanie Pisma Świętego i ofiarowanie Eucharystii – zostały nakazane przez Boga. I omówiliśmy już, w jaki sposób cechy części przygotowawczej Mszy pochodzą z biblijnych spotkań z Bogiem, takich jak wołanie grzesznika o miłosierdzie czy anielski hymn śpiewany z okazji narodzin Chrystusa.
Najlepsze, co możemy powiedzieć tym, którzy twierdzą, że katolicka Msza jest dziełem ludzkim, to to, że powinni chodzić na Mszę i uważniej czytać Pismo Święte. Katolicka Msza jest co najmniej zlepkiem elementów liturgicznych i wyrażeń zaczerpniętych z Pisma Świętego. Co więcej, Msza jest formą kultu, którą Bóg dał swojemu ludowi i której wymaga od niego. Będzie to tematem naszej następnej refleksji.
Możesz też polubić:
W kierunku odzyskania miłości do Eucharystii
Czy sposób w jaki katolicy oddają cześć jest dziwny czy cudowny?
Śpiewaj z miłości do Boga
Wywracanie Imienia Bożego podczas Mszy
Biblijny spacer po Mszy: Understanding What We Say and Do in the Liturgy
Dr James R. A. Merrick jest wykładowcą na Franciscan University of Steubenville, redaktorem recenzji w Nova et Vetera oraz nauczycielem teologii i łaciny w St. Joseph’s Catholic Academy w Boalsburgu, Pennsylvania. Dr Merrick jest również wykładowcą programu formacji świeckich i diakonów w diecezji Altoona-Johnstown. Wcześniej był stypendystą w Centrum Teologii Biblijnej św. Zanim wraz z żoną i dziećmi wstąpił do Kościoła, był anglikańskim księdzem i profesorem teologii uniwersyteckiej w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Śledź Dr Merrick na Twitterze: @JamesRAMerrick.
Featured image by Jonathan Weiss on One Secret Mission